wtorek, 16 kwietnia 2019

REKLAMA

https://www.wattpad.com/story/184599157-to-wszystko-wielki-%C5%BCart
- jeśli ktoś tu jeszcze żyje to zapraszam do Biedronkowych opowieści mojego autorstwa.

niedziela, 15 stycznia 2017

24.12 * spóźniona relacja*

- ADRIENNN ! No Adrienn no !!!!
- Tak kochanie?
- Where is my chleb?
- Lodówka, 2 półka od dołu, koszyk.
- Dziękuję! - krzyknęła ciemnowłosa nastolatka niespokojnie biegająca od jednego do drugiego pomieszczenia jakgdyby szukała jakiegoś punktu zaczepienia, który w pewnym sensie mogłaby poprawić. Szamotała się po całym domu. Od szafki do szafki, od lodówki do stołu, od stołu do piekarnika i tak dalej. W niewielkim foteliku w rogu kuchni siedziała mała dziewczynka, wiecie... ten rodzaj wkurwiającego, gaworzącego, ale jakże uroczego bobasa. Na śliniaczku napisane było jej imię - Emma, córeczka Adriena i Mari. Tyle co jej matka Marinette się nawyszywała tego śliniaka to żadna krawcowa nad niczym nie siedziała. To dziecko serio ma lepiej dopasowane ciuchy niż ja. Smutny los marnego narratora. Zapewne zastanawiacie się, czemu to nie Mari pisze w pamiętniku jak to zwykle bywa. W zasadzie to pisze, ale o tym nie wie. Jestem Tikii i jest to jedyna opowieść, którą tutaj wpisze, bo jak się domyślacie ... mam troszkę za małe łapki na długopis. Za wszystkie błędy, niepożądane kreski i plamy serdecznie Cię pamiętniczku przepraszam, ale nie mogłam pozwolić by Marinette nie opisała tu świąt. Rozumiem, że na co dzień jest zajęta wirem wydarzeń, które ją pochłaniają, a jej jedynym marzeniem jest sen... , ale no błagam, mamy BOŻE NARODZENIE ! Wracając do wydarzeń. Emma rzucała się w foteliku, a mąż mojej pani siedział rozwalony w fotelu i pochłaniał jakieś czasopismo * zapewne ze swoimi zdjęciami, samolub jeden*. Władca Ciem na całe szczęście nie powtórzył zeszłorocznego ataku wściekłego Mikołaja, który rozsyłał halloweenowe prezenty. Nie zmienia to faktu, że Mari niezwykle stresowała się pierwszą wigilią w ''jej'' domu. Zjeżdżała się caaaała rodzina. Ja zostałam skazana na spędzanie wieczoru w towarzystwie dość nieznośnego, małego seroluba- Plagg'a. Jednak nasi bohaterowie o nas nie zapomnieli i dziś rano, pod moją mini choinką, w moim i Plagga mini domku na lalki znaleźliśmy minipodarunki. W tym momencie jest coś około 17.00, więc za najdalej 15 minut zrobi się w mieszkaniu niezły hałas.  Przybywa bowiem mama Adriena, rodzice Mari, jej brat * wiem, wiem, nigdy go nie poznaliście *, Anais , Nino i Alya oraz pani ginekolog, która wybroniła istnienie Emmy. Z tego co widzę i słyszę to stół jest już w gotowości. Biały obrus lśni w świetle maleńkich lampek ułożonych misternie na blacie. Talerze położone są na zdobionych serwetkach, a potrawy są idealnie poukładane według nazwy. Na samym środku spoczywa delikatnie wazonik z ozdobioną gwiazdą betlejemską. Choinka daje kolorowy blask wychylając się zza rogu korytarza. Pod nią leży masa prezentów, nie tylko tych zakupionych w męczarniach przez Cat Noir'a i Ladybug, ale też przez pozostałych, którzy przysłali je, aby stworzyć prawdziwie świąteczną, rodzinną atmosferę. Każde okno w olbrzymim mieszkaniu ma namalowaną * a w zasadzie wypryskaną *  sztucznym śniegiem śnieżynkę symbolizującą nadejście chłodnej, surowej, żywcem francuskiej zimy. Nad telewizorem Adrien przyczepił girlandę z napisem ,, Joyeux Noel '', co znaczy ,, Wesołych Świąt '' . Każde pomieszczenie aktualnie jest wypełnione niebiańskim zapachem pierników, które spoczywają w miskach, porozkładane po całym domu, w najdziwniejszych miejscach jakie Marinette mogła znaleźć. No, bo kto to widział stawiać pierniki na pralce i prysznicu w łazience? Ah Ci ludzie, nigdy tego nie zrozumiem. Ze starego magnetofonu cicho lecą kolędy i pieśni świąteczne. Niezapomniana atmosfera. Oho ! Mamy i właśnie pierwszy dzwonek do drzwi. Pierwsi przychodzą radośnie nastawieni Nino i Alya. Buzi buzi w policzek i zasiadają przy stole na wyznaczonych dla nich miejscach. Adrien z całych sił stara się być zabawnym, ale widać, że ogarnął go dość nostalgiczny nastrój zapewne związany z brakiem jego ojca - złoczyńcy przy stole. Druga przybyła swoją drogą mama wspomnianego człowieka, którego imię rozpoczyna się literą A. Następnie Alice, która już dość dawno nie była na akcjach * ktoś wie co się z nią stało ? * ani w szkole, a na samym, szarym końcu rodzice gospodyni. Marinette jednym ruchem ręki przyniosła na srebrnej tacy herbaty i kawy, a na drugiej swoją córeczkę, którą wpakowała do łóżeczka wyjątkowo ustawionego pod oknem salonu. Chyba nie było takiej osoby w pokoju, która nie zachwycała się nad urokiem tego dziecka. W sumie... co ludziom się w dzieciach podoba? To się ślini, to płacze, to ciągle brudzi... faktycznie '' urocze '' . Nie żebym była zazdrosna czy coś. Gwar rozmów, mlaskania, stukania sztućców, mmm coś pięknego. Ja siedzę z Plagiemm i pochłaniami centymetrowe koreczki z ciastek i sera, polecam ! W telewizji jak zwykle Kevin sam w domu. No ile można ?! W pewnym momencie rozmowy ucichły, a zamiast nich do moich małych uszek doszły kolędy. Tym razem śpiewane przez członków imprezy.

,, Je tu je me joyeux Noel '' , ,, We wish you a Merry Christmas '' .... i tak dalej, i tak dalej....... .

- Adrien !!!!!
- Tak skarbie?
- Pierwsza gwiazdka !

Marinette nadal jak małe dziecko wypatrywała świecącej istoty na niebie choć w istocie rzeczy była już matką. Nieistotne, że niespełna szesnastoletnią, ale matką. Goście i gospodarze zasiedli pod olbrzymią choinką. Mari trzymała na rękach tycią Emmę, która z niezwykłym zainteresowaniem ssała swoją pięść. Słychać było wymienianie imion, rozdzieranie papierów, śmiech i ogólne zadowolenie. Niestety nie odwiodłam Ladybug od zakupu piszczącego misia dla córki, więc po niecałych 15 minutach słychać już było *piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii*, które przeważnie było kwitowane śmiechem zebranych. Po rozdaniu podarunków wszyscy powrócili do stołu i przerwanych radosnym okrzykiem Mari rozmów. Goście rozeszli się w melancholijnych, świątecznych nastrojach i podarunkowych czapkach św. Mikołaja * pseudonim Gwiazdor* około 21.00. Mari zmęczona zaczęła myć naczynia i usypiać dziecko.
-Zostaw skarbie, idź się połóż, moja kolej. - ah ten Adrien.
Taki uroczy z niego mąż co nie? Szkoda, że kiepski bohater. Akurat za jego formą podrywacza-  Czarnego Kota już dużo mniej przepadam. Życzę Wam wszystkim spóźnionych Wesołych Świąt , spóźnionego Szczęśliwego Nowego Roku i czekajcie aż Mari znowu ogarnie chwilkę, aby coś napisać!

                                         ~ Po raz pierwszy i po raz ostatni, Wasza kochana Tikii.

***
 Szanowni Panowie, szanowne Panie, witam Was serdecznie w nowym roku ! Życzę wszystkim dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności i czego sobie tam nie wymarzycie. Oby ten 2017 przyniósł Wam i mnie dużo dobrego! Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo pragnę Wam podziękować za 14.000 wyświetleń i przeprosić Was za moją nieobecność. Usprawiedliwić mnie mogą jedynie młodzieżowe studia, egzaminy kursanta i szkoła. Problemy osobiste pozostawie dla siebie. Do następnego! 

INFO DNIA - BLOG OD DZIŚ POWSTAJE WE WSPÓŁPRACY Z NEKO ECHIA - AŚKA, KTÓRA DZIELNIE ZGODZIŁA SIĘ MNIE WESPRZEĆ I REDAGOWAĆ MOJE OPOWIADANIA. MERCI! 

wtorek, 1 listopada 2016

5.11.16 , Paryż

Bonjour mon journal !
Mój dzień zaczął się dość nietypowo... mianowicie... nie obudził mnie budzik, nie Adrien, nie Tikii, nie atak Władcy Ciem, nie Alya, nie Nino, nie mama i nie tata....nawet nie koleś, który kosi uparcie trawniki o 8.00 rano każdej soboty ! NIE, NIE I NIE ! Obudził mnie płacz dziecka..... . Emma darła się w takie niebogłosy, że po prostu nie mogłam spać. Wstałam, więc już o 7.25 w SOBOTĘ. Upewniłam się, że Adrien jeszcze smacznie chrapie dałam mu buziaka w czoło i cichaczem przemknęłam do pokoju naszego bobaska. Emma gaworzyła, płakała i machała łapkami w powietrzu, więc oczywistym było, że chce żreć. Rozpięłam nocną koszulę i przyłożyłam małą do biustu. Tempo w jakim się uspokoiła po wyssaniu ze mnie mleka było rozbrajająco szybkie. Odłożyłam, więc ją do łóżeczka sprawdzając jeszcze czy przypadkiem nie przemoczyła pieluchy, ale nie zrobiła tego, więc z czystym sumieniem udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki ser żółty, szczypiorek, ketchup i zrobiłam cztery kanapki na śniadanie dla mnie i mego narzeczonego. Zaparzyłam też herbatę. Dla mnie z dużą ilością cukru, bo po porodzie mam na niego wielką ochotę to też kupiliśmy specjalną szafkę na czekolady. Nie pytaj pamiętniczku. Pozostawiłam jedzenie na stole i wróciłam do sypialni. Ubrałam się w czerwono-czarną koszulę i jeansy. Włosy związałam w kok, zaś na twarzy rozprowadziłam troszkę korektora i tuszu do rzęs. Stwierdziłam iż wyglądam jak typowa matka. Przemęczona. Cóż w tygodniu od 7 - 16 mam szkołę [ u Emmy niańka, moja mama albo mama Adriena ], a w weekendy pracuje jako mama i pomocnik instruktora w stajni. Choć w zasadzie w zawodzie mamy pracuje 24 h na dobę. Wyobraź sobie pamiętniczku nastolatkę z bobasem na ramieniu, myjącą zęby, z włosami rozłożonymi na wszystkie strony i czytającą podręcznik od historii. Tak, tak mniej więcej od miesiąca wygląda moje życie. Nie musisz współczuć, ja sama sobie współczuje. Po tym jak już się ogarnęłam obudziłam Adriena na śniadanko. Emmę usadziliśmy w specjalnym foteliku zaś my w spokoju zjedliśmy posiłek. Mój kochany przyszły mąż pozmywał naczynia i poszedł po zakupy, a ja w tym czasie ogarnęłam lekcje na poniedziałek i zabawiałam dziecko. Później ubrałam Emmę w grubszy śpioszek i włożyłam do nosidełka. My zaś przebraliśmy się do pracy. Zawsze zabieramy małą do stajni. Widać, że służą jej zmiany powietrza z miejskiego na wiejskie, bo śpi jak aniołek pod czujnym okiem pani Alice z biura. Założyłam czarne bryczesy, rękawiczki i oficerki. Na ramie zarzuciłam torbę ze sprzętem stajennym i jakimiś przekąskami dla całej famili. Adrien wziął nosidełko z bobasem i ruszyliśmy do naszej limuzyny, która dzielnie jak zawsze czekała na nas pod kamienicą. Jak to ja bite 25 minut jazdy nie odzywałam się w ogóle podziwiając widoki za oknem. Mała praktycznie od razu zasnęła jak zabita. Znaczy .. wyłączając momenty, w których limuzyna wjeżdżała na dziurawe drogi, gdzie to moje dziecko się darło. W momentach ciszy i spokoju mogłam się skupiać na krajobrazach za oknem i na muzyce cicho płynącej z radia. Na miejscu byliśmy coś około 10.30. Zaniosłam małą do Alice,a ta chętnie przyjęła moją kruszynkę. Ja w tym czasie przebrałam się w strój jeździecki, a Adrien poleciał na padok jako spóźniony pan instruktor. Ubrana jak należy chwyciłam za sprzęt Madamme i ruszyłam do jej boksu. Mijając inne konie witałam się z nimi i gładziłam je po pyskach. To też do mojej klaczki dotarłam dopiero po 10 minutach. No, ale jednak dotarłam ! Otworzyłam zatrzaśniętą bramkę i przywitałam się z koniem. Madamme jak zwykle grzeczna dała się uwiązać i wyczyścić. Nie sprawiała mi żadnego kłopotu, a ja odwdzięczałam się jej poklepywaniem czy jakimś drobnym smakołykiem, który akurat miałam w kurtce.Strasznie troskliwa się zrobiłam odkąd Emma się wygramoliła na świat. Pozostawiłam uwiązaną Madamme samą i skoczyłam po jej rząd jeździecki. W końcu będę mogła sobie pojeździć ! Nawet nie wyobrażacie sobie tej radości, kiedy dopięłam popręg i wyprowadzałam klacz na plac, a później z zadowoleniem i zacięciem pięciolatki wspięłam się na grzbiet niczym na najwyższą górę i czułam się mniej więcej jak zdobywca Mount Everest'u. Cudowne uczucie wrócić do czegoś po takiej długiej przerwie. Jakby ktoś mi oddał część życia. Rozejrzałam się. Dookoła kilka nastolatek grzecznie jechało kłusem, a Adrien co rusz poprawiał ich błędy. Nie miałam zamiaru się ograniczać do jego rozkazów, byłam dominująca w naszym związku, więc stwierdziłam iż sama sobie zrobię trening. Przyłożyłam łydki i ruszyłam w odwrotnym do zastępu uczennic kierunku. Stępowałam przez kilka minut poprawiając przy tym długość strzemion. W końcu poprawiłam się w siodle, wyprostowałam i mogłam zacząć kłusować. Początkowo miałam wrażenie, że zapomniałam jak się jeździ, ale potem ku mojemu zdziwieniu wszystko mi wychodziło tak samo idealnie jak zawsze. W kłusie robiłam zmiany kierunku, wolty, półwolty, ćwiczenia w półsiadzie oraz najeżdżałam raz po raz na pozostawione na podłożu belki od przeszkód. Kiedy Adrien skończył lekcje wyjechałam na ścianę i zaczęłam galopować. Będąc wolną jak ptak, ah te moje poetyckie tekściki, unosiłam się w siodle i stwierdziłam, że troszkę poskaczę. Niewielkie, bo niewielkie, ale przeszkody, które zaliczyłam w największym stylu bardzo podniosły moją jeździecką pewność siebie. Po godzinie tego jakże odprężającego treningu, musiałam dać Madamme spokój. Zsiadłam z niej, poklepałam i odprowadziłam do boksu. Adrien poszedł prowadzić kolejną lekcję, tym razem lonżę, więc miałam czas się troszkę pomiziać z moim konikiem. Kiedy klacz była już wyjeżdżona, wypieszczona i wymęczona, poszłam do biura zobaczyć jak się ma moje dziecko. Tak jak myślałam p.Alice stukała coś na komputerze popijając kawę, a Emma smacznie spała obok niej w nosidełku. Korzystając z nadmiaru czasu, postanowiłam wybrać się na spacer. Tak właśnie zrobiłam. Szłam ścieżkami wydeptanymi w ośrodku mijając kolejne płoty, place, hale i budynki. Mimo tego, że Cherry nie należała do najmniejszych stajni to miała jakiś taki swój rodzinny urok, który po prostu uwielbiałam. Taka moja miłość od pierwszego wyjrzenia [ nie licząc Adiego oczywiście ]. Idąc tak kompletnie straciłam poczucie czasu, więc musicie wyobrazić sobie jaką minę miałam, kiedy okazało się, że chodzę w kółko przez bite 2 godziny. Postanowiłam zawrócić. Akurat Adrien zabierał Emmę z biura, więc mogliśmy powrócić do domu limuzyną, która jak zawsze pojawiła się punktualnie. W domu przebrałam Emmę w różowy śpioszek, zmieniając jej przy tym pieluchę i ułożyłam do kojca. Razem ze swoim przyszłym mężem usiedliśmy przed telewizorem i właśnie w momencie, w którym chwyciłam za pilot wywaliło światło. Bum ! Ciemno. Całkowicie ciemno. Na dworze zagrzmiało. Coś niedobrego się dzieje. Kazałam Adrienowi biec po Emmę. Musieliśmy ją chronić za wszelką cenę. Szybki telefon do mamy Adiego. W mgnieniu oka zawieźliśmy małą do niej, dałam maluszkowi buziaka w czółko i zostawiłam ją. Na dworze zaczęliśmy szukać przyczyny tego... jakokolwiek nazwać załamanie pogodowe nad naszym mieszkaniem. Przy sposobności zmieniliśmy się w Biedronkę i Czarnego Kota. Już zdążyłam zapomnieć jaki Adrien jest wkurwiający, w tym kostiumie. Bleh. W pewnym momencie coś mnie potrąciło. Zatoczyłam się, ale udało mi się ustać na nogach. Jakaś czarna smuga mknęła na nas i ... zatrzymała się przeistaczając się w dziewczynę. Ubrana cała na czarno postać, którą mogłabym śmiało porównać do wiedźmy przedstawiła się jako ,, Zagłada cienia '' . Stwierdzam, iż WC-et właśnie uruchomił swoją kreatywność, a raczej jej totalny brak przez brak. Nie ciężko było się zorientować, że Zagłada posiada moc przeistaczania się w mgłę i zadawania szybkich ciosów. Bardzo trudno było w nią uderzyć, ale przy jednym z moich uników udało mi się zauważyć, że na szyi ma perły. Tylko jedna z nich była biała - akuma. Byłam niemal, że pewna. Kazałam Adrienowi zabawiać naszą mgiełkę, a ja ukryta za samochodem użyłam Szczęśliwego trafu. I co dostałam? Słoik... bum..... . Jest coraz lepiej... . Rozejrzałam się tak jak to miałam w zwyczaju i uświadomiłam sobie, że mgłę można złapać w słoik co uczyniłam. Oszołomiona Zagłada, która ogarnęła, że wssysam ją do szklanej puszki nie była w stanie się bić, więc pozbawiłam ją akumy raz dwa. Nie miałam pojęcia kim była zaatakowana dziewczyna, ale pomogłam jej wstać i odesłałam do domu, zaś akumę posłałam, gdzie jej miejsce i uwolniłam małego, uroczego motylka. Zestresowana przypuszczonym atakiem przytuliłam się do Adriena i oboje przemieniliśmy się w ludzkie postacie. Wróciliśmy po naszą córkę w świetle latarni, a potem całkowicie bezpieczni do mieszkania. Uspałam naszą córeczkę, a my wróciliśmy do pierwotnej wersji - oglądanie TV. Potem chyba zasnęłam, bo obudziłam się w łóżku obok mojego narzeczonego. Obecnie jest coś po 4.00 rano, a ja opisuje Ci to wszystko podczas, gdy Emi wyssysa mleko z mojego cycka.
                                                              ~ Mari

niedziela, 23 października 2016

WYJAŚNIENIA

Gwoli wyjaśnienia - NIE SKOŃCZYŁAM Z BLOGIEM. Potraktujcie to jako przerwę wynikającą z moich problemów osobistych i tak  dalej. Jak tylko się doprowadzę do kupy to blok wraca :) Pozdrawiam :)

wtorek, 30 sierpnia 2016

30.08.16 , Paryż

Bonjour mon journal !!!
Oh, jak ja dawno nie pisałam tego... już się stęskniłam. Z góry pamiętniczku pragnę Ci odpowiedzieć na kilka pytań zanim oczywiście przejdę do dnia dzisiejszego, bo ciężko by mi było opisywać kilkanaście dni z rzędu jak się pewnie domyślasz, mimo tego, że doskonale wiem iż jesteś blokiem papieru sklejonego w notatnik.

1. Jak tam Emma?

Emma ma się dobrze. To już 8 miesiąc jej życia u mnie w brzuszku.. znaczy 6 ... ale wiecie jak to jest z tymi powalonymi, magicznymi ciążami. Czuję jak mnie kopie, jak się rusza... ciężko by było gdybym nie czuła. Jedzenia też jej chyba wystarcza, bo przytyłam blisko 5 kg. Jeśli chodzi o miłość i opiekę to myślę, że mój brzuch jest wystarczająco zagłaskiwany przez Adriena.

2. Jak ja się czuję?

Jakby ktoś przejechał mój kręgosłup czołgiem, wbił w brzuch dwa noże i przypierdzielił kowadłem w głowę. Humor mam całkiem okay.

3.Jak Adrien?

Mój przyszły mąż czuje się dobrze. Ręka prawidłowo się zrasta, generalnie żyje sobie w świętym spokoju razem ze swoją wspaniałą miłością, czyli mną.

4.Jak WC?

Władca Ciem od ostatniego razu nie atakował, więc zakładam iż ma wakacje albo po prostu mu się nie chce. Albo... planuje coś naprawdę złego... . Nie przejmuję się nim jednak na razie, bo Adrien dobrze sobie radzi jego miniatakami, a ja zaś troszczę się jedynie oto, żeby moja córka przyszła na świat cała i zdrowa.

5.Jak wakacje wyglądają u mnie?

Przez pierwszy miesiąc zgodnie z planem spotykałam się ciągle z Alyą. Przyjaciółka bardzo umilała mi czas. Dużo się śmiałyśmy, gotowałyśmy i uczyłyśmy do przyszłorocznego egzaminu gimnazjalnego. Bądź co bądź zbliża się nieubłaganie. W między czasie miałam też dwie kontrole u ginekologa. Emma jest całkowicie zdrowa. W sierpniu zaś wyjechałam z Adrienem i rodzicami do niewielkiej miejscowości nad morzem gdzie zatrzymaliśmy się w luksusowym apartamencie. Mm... co to był za odpoczynek. Uwielbiam tamto miejsce i na pewno kiedyś tam z Adrienem wrócimy. Ostatnie tygodnie wakacji spędziłam z Alyą w szkole na próbach do rozpoczęcia roku 2016/ 17 oraz z Adrienem w stajni. Podsumowując czuję się bardzo zrelaksowana.

To tak pokrótce odpowiadając na najważniejsze pytania. Jeśli chodzi zaś o dziś dzień ....... . Budzik, który z nie wiem jakiej przyczyny był ustawiony na 8.00 wyrwał mnie z błogiego snu, w którym widziałam baranki. Nie wiem co to miało znaczyć. Mimo usilnego przewracania się z boku na bok nie udało mi się ponownie zasnąć. Postanowiłam, więc wstać. Starając się nie obudzić Adriena zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna. Na zewnątrz było pełne słońce, a ludzie chodzący uliczkami mięli na sobie lekkie ubrania. Wniosek ? Jest gorąco jak cholera. Spojrzałam na Adriena. Uroczo wyglądał śpiąc z tym swoim błogim uśmieszkiem. Podziwiałam go podczas momentu, w którym moje kwamii przygotowywało mi strój na dziś. Po kilku minutach Tikii , jeszcze lekko zaspana wybrała mi ubranie na dzień dzisiejszy. Wyczucie stylu kwamii aż  mnie zadziwiło. Tym razem dostałam czerwoną, zwiewną tunikę, która miała czarny pasek pod biustem. To jest taka typowo ciążowa koszulka. Do tego czarne legginsy i lakierowane baleriny. Uznałam, że wyglądam znośnie i poszłam dokończyć dzieło Tikii makijażem. Usiadłam przy niewielkim lusterku i rozprowadziłam na twarzy podkład. Wory pod oczami zakryłam korektorem, a rzęsy przeciągnęłam tuszem do rzęs. Usta podkreśliłam czerwoną pomadką. Dzisiaj przypadał dzień pracy Adriena w stajni, więc zdecydowałam się na odwiedziny u Madamme. Po 45 minutach od wstania  zrobiłam nam śniadanko. Wchodząc do kuchni odruchowo odsłoniłam firany. Potem podeszłam prosto do lodówki. Wyciągnęłam z niej ser żółty i kilka innych składników by migiem przygotować kanapki i zaparzyć herbatę słodzoną miodem.W momencie, w którym rozstawiałam talerze z posiłkiem Adrien na w pół śpiący i rozczochrany w każde możliwe strony wczołgał się do kuchni i zasiadł do stołu z zamkniętymi oczami. Po omacku zjadł śniadanie, a ja w ciszy dopiłam swoją herbatkę.
- Jak się masz skarbie? - zapytał w końcu pomagając mi zmywać naczynia i dając mi buziaka w czółko.
- Bardzo dobrze, wprost promienieje. - zaśmiałam się spoglądając na swój już dość duży brzuch.- A ty ?
- Również księżniczko. Poczekaj na mnie, przebiorę się i pojedziemy do stajni.
-Dobrze.
W oczekiwaniu na swojego przyszłego męża czytałam całkiem niezły thiller Paula Hawkinsa. Niesamowicie wciągnęła mnie historia zaginionej dziewczyny, której mąż w niespodziewanych okolicznościach zmarł. Powieść pochłonęła mnie niemal tak bardzo, ze prawie nie usłyszałam Adriena wołającego mnie do drzwi. Odłożyłam książkę na szafkę nocną i z uśmiechem na twarzy wyszłam z mieszkania. Adrien przekluczył drzwi i udaliśmy się na przystanek autobusowy, gdzie blisko 15 minut czekaliśmy na nasz super nowoczesny transport. Bus numer 129 jeździł niestety dość wybijającą trasą i bardzo bałam się, że Emma przeżywa trzęsienie ziemi. W końcu jednak dotarliśmy i po chwilowym bólu brzucha udało mi się wrócić do normalności. Przeszliśmy podwórze od razu kierując się do stajni. Adi za niecałe 20 minut miał już prowadzić jazdę dla kilku dzieciaków w wieku do 12 lat.
- Dzień dobry wszystkim ! Zbiórka dzieciarnia. - w mgnieniu oka mojego chłopaka obległo siedmiu uczniów. Dwie dziewczyny około jedenastoletnie, jedna w naszym wieku, 8-letni Chris, którego już znałam oraz trojaczki, których imiona zaczynają się na ... , C ' . - Okay.. to tak... Chris weź sobie Sunseta, bo ostatnio dobrze Ci szło. Carmen idź po Chocolate, Cherry po Sally, a Christal po Samiego. Trojaczki załatwione... emm... jak masz na imię ? - zwrócił się do starszej dziewczyny.
- July.
- Co już potrafisz?
- Stęp, kłus, galop, skoki do klasy L .
- Łee... to bierz co chcesz..
- Poza Madamme- powiedziałam upewniając się, że mojej klaczce nic nie będzie.
-Tak właśnie... . Kontynuując.. Sara weźmie Palomino, a Avie Mesengera . - dokończył Adrien i poszedł kontrolować czy na padoku wszystko jest rozstawione. Ja tymczasem skierowałam się do Madamme. Przechodząc obok kilkunastu boksów przyglądałam się innym rumakom. Doszłam do wniosku, że konie to jedne z najpiękniejszych i najbardziej uczuciowych istot jakie kiedykolwiek widziałam. Idąc tak zauważyłam, że przeszłam już boks Madamme. Wróciłam więc kilka kroków, a ona od razu podeszła do okienka w boksie.
- Dzień dobry piękna. - powiedziałam głaszcząc ją delikatnie po chrapach, uwielbiała to. - Co ty na małe czyszczonko? - klacz radośnie zarżała, a ja z uśmiechem poszłam po jej skrzynkę do pielęgnacji, kantar oraz uwiąz. Wypakowałam klacz z boksu i uwiązałam na zewnątrz. Było dość ciepło, więc mogłam sobie na to pozwolić. Jak zawsze zaczęłam od delikatnego szczotkowania, a potem rozczesywałam grzywę i ogon. Kopyta wyczyściłam w miarę możliwości choć nie było to ani łatwe ani odpowiedzialne. Po gruntownym czyszczonku zabrałam Madamme na spacer po pastwisku. Szybko jednak się zmęczyłam, jak to kobieta w ciąży, więc zostawiłam klaczkę i poszłam do siodlarni usiąść sobie. W pewnym momencie dostałam strasznych skurczy. Dosłownie jakby mnie rozrywało. Panika.... bo co jak rodzę... i czemu tak wcześnie... . Zawołałam Jenny, właścicielkę, a ta od razu przyprowadziła Adriena.
- Skarbie co się dzieje? - zapytał wbiegając.
-Ja...chyba to już....
- O Boże.. wcześnie..
- Wiem.. dzwoń po kartkę.. już... - powiedziałam ze łzami w oczach panicznie bojąc się o Emmę.
Po 13 minutach podjechała karetka na sygnale i zabrała mnie i Adiego, który cały czas ściskał moją spoconą dłoń. W szpitalu ginekolog stwierdził, że to już. Szybka akcja - znieczulenie - porodówka. Adrien z trudem patrzył na wszystko, ale czułam się z nim pewniej i mimo piekielnego bólu starałam się w końcu urodzić. Po blisko 2 godzinach... usłyszałam tylko ... płacz...ciche .. skamlenie... ona jest zdrowa. Cały czas ! Pielęgniarki zabrały małą, a ja zaczęłam płakać ze szczęścia. Byłam wykończona, ale tak bezgranicznie szczęśliwa. Może to dziwne, ale w wieku 15 lat... doskonale wiedziałam jak cudownie jest wiedzieć, że ma się swoje maleństwo obok. Adi poszedł wypisać wszystkie papiery, a ja po kilku godzinach mogłam potrzymać moją kruszynkę. Nie płakała już. Była taka drobniusieńka, urocza i krucha. Uśmiechała się lekko , smacznie śpiąc.. wyglądała jak maleńki aniołek leżący u mnie na dłoniach.Rodzice przyjechali wieczorem, mama Adriena też. Alya oraz Nino też nieomieszkali zobaczyć malucha. Kiedy zostaliśmy sami.. Adrian w końcu powiedział...
- Dzień dobry Emmo Charlotte Agreste, już Cię kocham.- a ja znowu wybuchłam płaczem wzruszenia. Maleńka poszła na noc do inkubatora, a ja musiałam się wyspać. Mój narzeczony leży obecnie na materacu przy łóżku szpitalnym, a ja się przebudziłam i musiałam Ci to wszystko opisać, sam rozumiesz pamiętniczku. To chyba najszczęśliwszy dzień mojego życia. Bonne nuit puki co !
Mój mały aniołeczek <3 Emma Charlotte Agreste - 30.08.16 <3
 ***
Soł helloł ! Powracam ! Wiem, że się cieszycie :3

sobota, 16 lipca 2016

16-07-16, Paryż

Bonjur !
Jak się masz pamiętniczku? Wiem,że nie odpowiesz, ale próbować można... . Tydzień [ no może troszkę więcej...wiem mam zaległości... ]  temu oficjalnie skończył się rok szkolny *,* . Moja średnia.. w sumie bardzo mi się podoba.... 5,57 c; Dość przyzwoity wynik jak na to, że jestem w ciąży, a popołudniami ratuję Paryż przed wściekłym kiblem. Nie jest to jednak bardzo istotne. Zakończenie minęło mi bardzo fajnie. Podziwialiśmy występy muzyczne naszych koleżanek i kolegów oraz odbieraliśmy od nauczycieli świadectwa. Bardzo mi się podobało. Tym bardziej się cieszę, bo już za rok kończę to pierdzielone gimnazjum !!! YAYAYAYYAYAYAYAYAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAYAYAYAY !
Wybacz.. poszalałam. Jeśli chodzi o wakacje, to mam sporo planów. Głównie spotkania z Adrienem( tsa...mieszkamy razem...wiem.. ) i Alyą , ale też wpadam do stajni i wybieram się nad morze. Nie mogę się doczekać ! Pogoda jest typowo wakacyjna, okropnie gorąco i słoneczko stale przygrzewa. Niestety Francja..stała się celem terrorystów, ale skoro przeżyłam raz to i do końca mi się uda. Ludność Paryża powoli zapomina o tragediach oraz atakach WC, które już prawie wymarły. Nie wiem czy ma mnie to cieszyć czy raczej martwić, bo to oznacza, że zbliża się wielka bitwa. Puki co to się cieszę, bo mam spokój, który bądź co bądź w ciąży bardzo mi się przydaje. Jeśli chodzi zaś o złamaną rękę Adriena to ma się całkiem dobrze. Dawno nie wspominałam też nic o Mai i Anais .. cóż... wszyscy się przyjaźnimy i bardzo się cieszę, że one mnie we wszystkim wspierają. To naprawdę cud mieć takich przyjaciół. Jeśli chodzi o dzień dzisiejszy to budzik Adriena brutalnie wyrwał mnie z łóżka już o 6.00 i mimo zapewnień narzeczonego, że dalej mogę spać wstałam i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się , uczesałam, a potem z największą przyjemnością poszłam zrobić mi i Adiemu kawę. Oczywiście... mi rozpuszczalną..bo co ja tam mogę w moim błogosławionym stanie? Godzinę po nas wstała też Tikii no i oczywiście Plagg, który bez większego przywitania zabrał się za pałaszowanie sera pozostawionego przypadkiem na stole po wczorajszej kolacji. Wyobraźcie sobie, że ten mały stworek jeszcze śmiał mieć do mnie pretensje oto, że ser, który jadł nie był jego ulubionym. Już wiem, dlaczego Adrien tak bardzo narzekał na swoje kwamii. Około 9.00 postanowiłam przygotować śniadanie. Zdecydowałam się na tradycyjne kanapki z szynką. Przygotowanie ich zajęło mi może 5 minut, więc już po chwili mogłam się zajadać i patrzeć jak moja miłość czyta gazetę popijając śniadanie dawno zimną kawą. Jak to pani domu przez kolejne 30 minut krzątałam się po mieszkaniu sprzątając to co mi się nie podobało bądź przeszkadzało mojemu wyidealizowanemu ego.
- Kochanie?
- Tak ? - spytałam Adriena nie spuszczając wzroku z prania, które akurat wieszałam.
-Może spacerek ?
- Jasne, ale jak skończę.
-Jak skończysz to będzie koniec świata, dawaj, idziemy.
-No dobra... - powiedziałam i ulotniłam się do sypialni zakładając baleriny. Przy okazji rozczesałam też włosy i przeciągnęłam rzęsy tuszem. Uznając, że mogę iść opuściłam pomieszczenie i podeszłam do rozradowanego blondyna, który chwycił mnie za rękę. Musiał mnie niestety puścić w drzwiach, bo mój gigantyczny [ 7 miesiąc ] brzuch nie pozwalał nam przejść razem. Potem moja dłoń znowu była ściśnięta zaś moja twarz czerwona jak burak. Nie ... ja nadal.. nie wierzę w to co się dzieje. Spacerkiem doszliśmy do ulubionego parku i chodziliśmy wąskimi [ albo ja jestem tak gruba] alejkami. Słońce mocno przygrzewało, a temperatura dawała znać, że na deszczyk czy chłód nie mamy co liczyć. Po pół godziny musieliśmy przysiąść na parkowej ławce, bo się zmęczyłam. Tam też dopadła nas nasza ... , paczka '. Alya z Nino oraz Mai i Anais, które wpierdzielały lody miętowe. Zrobiły mi ochotę cholery jedne. Przywitałam się ze wszystkimi i zgodnie z propozycją Nino przenieśliśmy się na pole piknikowe. Jak się okazało moja najlepsza przyjaciółka była przygotowana na wszystko i mało, że miała koc ... to jeszcze 2 butelki wody po 2 litry i stos słodyczy, na które ja mogłam tylko niewinnie patrzeć. Miło nam mijał czas aż tu nagle zauważyłam, że pieniądze spadają z drzew. Cudowne się to wydaje....do momentu aż banknoty nie zaczynają dusić przechodni, a monety nie ciskają prądem wszystkiego czego dotkną. Szybkie spojrzenie na Adriena i jedna myśl - AKUMA, a zaraz potem druga myśl - jak ja mam walczyć z tym kurewskim brzuchem. Alya i Nino nic nie zauważyli. Korzystając z tego ja, Adrien i Mai ulotniliśmy się niby po , lody' , a Anais została z resztą, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
- Tikii kropkuj ! - powiedziałam otwierając torebkę i jednocześnie chowając się za jakimś większym drzewem. Przemieniłam się i z radością spostrzegłam, że gdy jestem Biedronką to nie mam aż tak wielkiego brzucha...czyli mam większą sprawność fizyczną niż na co dzień. Kilka chwil i wraz z Czarnym Kotem i Plume poszukiwaliśmy kolejnej ofiary kibla.
-Tam ! -krzyknęła fioletowowłosa przemieszczając się z prędkością światła w kierunku banku.
- Pewnie jakiś zwolniony bankier. - stwierdziłam pod nosem.
Po dłuższym [ i męczącym ] biegu po dachach paryskich domów staliśmy w końcu na przeciw przestępcy, który przedstawił się jako , BANKIER' ... cóż za kreatywność Władco Ciem.... choć czego się spodziewać po magicznym, starym...gwałcicielu ? Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany. Nosił garnitur w banknoty, a jego twarz przysłaniała ogromna moneta z otworami na oczy, nos i usta... . Cóż.. szczytem modowym bym tego raczej nie nazwała. Plan bardzo prosty i skuteczny - Czarny Kot od lewej, Plume od prawej, a ja łapię Akumę. Po jakiś 15 minutach biegania i cackania się z tym czymś... w końcu się wściekłam.
- SZCZĘŚLIWY TRAF !
I co dostałam ? No jak to co ? Rachunek. Jakbym ich mało miała na co dzień. W końcu skumałam, że pieniądz poleci na rachunki, więc po kilku trafnych i artystycznych ruchach pozbyłam się akumy z największą łatwością. Przywróciłam wszystko do porządku i już w ludzkich postaciach wróciliśmy do reszty znajomych.
- NIC WAM NIE JEST? - rzuciła się na mnie Alya.
- Nie, nie, schowaliśmy się, to było straszne. - odparłam.
- Masakra !
No i zaczęliśmy dyskutować o morderczych funduszach wędrujących przez park. Prędzej czy później wróciliśmy do normalności przeszliśmy do normalnych, codziennych tematów takich jak moje dziecko, to w jakim super mieszkaniu żyję, jak tam między Nino , a Alyą i tak dalej. Siedzieliśmy tak chyba do 18.00 , bo skoro WC zaatakował to patrol nie był potrzebny. Wieczór spędziłam ze swoim narzeczonym na oglądaniu filmu i śpiewaniu karaoke [ błagam.. nie pytaj pamiętniczku... ] . Po 22.00 byłam już tak koszmarnie padnięta, że zasnęłam na kanapie. Adrien najwyraźniej mnie przeniósł, bo piszę do Ciebie z łóżka przykryta pod szyję pierzyną. Tikii słodko chrapie obok mnie w swoim maleńkim łóżeczku. Uroczy widok. Adrien zaś chrapie jak najęty..więc chyba czas do niego dołączyć. Bonne nuit !

 ***
Z przykrością informuję, że posty nie będą już codzienne i to nie zmieni się przynajmniej do końca wakacji. Puki co będę żyła na swoim drugim blogu, do którego niedługo dostaniecie link. Tu wpadnę raz na 2-3 dni. Cholernie dziękuję za te 10 000 wyświetleń ! Bardzo dużo to dla mnie znaczy, dziękuję i tym co są tu od początku [ w szczególności Neko, Mai i Vivian ] oraz tym co są tu od niedawna. Mam nadzieję, że nadal będziecie doceniać moją pracę ! :) Z pozdrowieniami z wakacji ~ Agathe.