Bonjour mon journal !
Mój dzień zaczął się dość nietypowo... mianowicie... nie obudził mnie budzik, nie Adrien, nie Tikii, nie atak Władcy Ciem, nie Alya, nie Nino, nie mama i nie tata....nawet nie koleś, który kosi uparcie trawniki o 8.00 rano każdej soboty ! NIE, NIE I NIE ! Obudził mnie płacz dziecka..... . Emma darła się w takie niebogłosy, że po prostu nie mogłam spać. Wstałam, więc już o 7.25 w SOBOTĘ. Upewniłam się, że Adrien jeszcze smacznie chrapie dałam mu buziaka w czoło i cichaczem przemknęłam do pokoju naszego bobaska. Emma gaworzyła, płakała i machała łapkami w powietrzu, więc oczywistym było, że chce żreć. Rozpięłam nocną koszulę i przyłożyłam małą do biustu. Tempo w jakim się uspokoiła po wyssaniu ze mnie mleka było rozbrajająco szybkie. Odłożyłam, więc ją do łóżeczka sprawdzając jeszcze czy przypadkiem nie przemoczyła pieluchy, ale nie zrobiła tego, więc z czystym sumieniem udałam się do kuchni. Wyciągnęłam z lodówki ser żółty, szczypiorek, ketchup i zrobiłam cztery kanapki na śniadanie dla mnie i mego narzeczonego. Zaparzyłam też herbatę. Dla mnie z dużą ilością cukru, bo po porodzie mam na niego wielką ochotę to też kupiliśmy specjalną szafkę na czekolady. Nie pytaj pamiętniczku. Pozostawiłam jedzenie na stole i wróciłam do sypialni. Ubrałam się w czerwono-czarną koszulę i jeansy. Włosy związałam w kok, zaś na twarzy rozprowadziłam troszkę korektora i tuszu do rzęs. Stwierdziłam iż wyglądam jak typowa matka. Przemęczona. Cóż w tygodniu od 7 - 16 mam szkołę [ u Emmy niańka, moja mama albo mama Adriena ], a w weekendy pracuje jako mama i pomocnik instruktora w stajni. Choć w zasadzie w zawodzie mamy pracuje 24 h na dobę. Wyobraź sobie pamiętniczku nastolatkę z bobasem na ramieniu, myjącą zęby, z włosami rozłożonymi na wszystkie strony i czytającą podręcznik od historii. Tak, tak mniej więcej od miesiąca wygląda moje życie. Nie musisz współczuć, ja sama sobie współczuje. Po tym jak już się ogarnęłam obudziłam Adriena na śniadanko. Emmę usadziliśmy w specjalnym foteliku zaś my w spokoju zjedliśmy posiłek. Mój kochany przyszły mąż pozmywał naczynia i poszedł po zakupy, a ja w tym czasie ogarnęłam lekcje na poniedziałek i zabawiałam dziecko. Później ubrałam Emmę w grubszy śpioszek i włożyłam do nosidełka. My zaś przebraliśmy się do pracy. Zawsze zabieramy małą do stajni. Widać, że służą jej zmiany powietrza z miejskiego na wiejskie, bo śpi jak aniołek pod czujnym okiem pani Alice z biura. Założyłam czarne bryczesy, rękawiczki i oficerki. Na ramie zarzuciłam torbę ze sprzętem stajennym i jakimiś przekąskami dla całej famili. Adrien wziął nosidełko z bobasem i ruszyliśmy do naszej limuzyny, która dzielnie jak zawsze czekała na nas pod kamienicą. Jak to ja bite 25 minut jazdy nie odzywałam się w ogóle podziwiając widoki za oknem. Mała praktycznie od razu zasnęła jak zabita. Znaczy .. wyłączając momenty, w których limuzyna wjeżdżała na dziurawe drogi, gdzie to moje dziecko się darło. W momentach ciszy i spokoju mogłam się skupiać na krajobrazach za oknem i na muzyce cicho płynącej z radia. Na miejscu byliśmy coś około 10.30. Zaniosłam małą do Alice,a ta chętnie przyjęła moją kruszynkę. Ja w tym czasie przebrałam się w strój jeździecki, a Adrien poleciał na padok jako spóźniony pan instruktor. Ubrana jak należy chwyciłam za sprzęt Madamme i ruszyłam do jej boksu. Mijając inne konie witałam się z nimi i gładziłam je po pyskach. To też do mojej klaczki dotarłam dopiero po 10 minutach. No, ale jednak dotarłam ! Otworzyłam zatrzaśniętą bramkę i przywitałam się z koniem. Madamme jak zwykle grzeczna dała się uwiązać i wyczyścić. Nie sprawiała mi żadnego kłopotu, a ja odwdzięczałam się jej poklepywaniem czy jakimś drobnym smakołykiem, który akurat miałam w kurtce.Strasznie troskliwa się zrobiłam odkąd Emma się wygramoliła na świat. Pozostawiłam uwiązaną Madamme samą i skoczyłam po jej rząd jeździecki. W końcu będę mogła sobie pojeździć ! Nawet nie wyobrażacie sobie tej radości, kiedy dopięłam popręg i wyprowadzałam klacz na plac, a później z zadowoleniem i zacięciem pięciolatki wspięłam się na grzbiet niczym na najwyższą górę i czułam się mniej więcej jak zdobywca Mount Everest'u. Cudowne uczucie wrócić do czegoś po takiej długiej przerwie. Jakby ktoś mi oddał część życia. Rozejrzałam się. Dookoła kilka nastolatek grzecznie jechało kłusem, a Adrien co rusz poprawiał ich błędy. Nie miałam zamiaru się ograniczać do jego rozkazów, byłam dominująca w naszym związku, więc stwierdziłam iż sama sobie zrobię trening. Przyłożyłam łydki i ruszyłam w odwrotnym do zastępu uczennic kierunku. Stępowałam przez kilka minut poprawiając przy tym długość strzemion. W końcu poprawiłam się w siodle, wyprostowałam i mogłam zacząć kłusować. Początkowo miałam wrażenie, że zapomniałam jak się jeździ, ale potem ku mojemu zdziwieniu wszystko mi wychodziło tak samo idealnie jak zawsze. W kłusie robiłam zmiany kierunku, wolty, półwolty, ćwiczenia w półsiadzie oraz najeżdżałam raz po raz na pozostawione na podłożu belki od przeszkód. Kiedy Adrien skończył lekcje wyjechałam na ścianę i zaczęłam galopować. Będąc wolną jak ptak, ah te moje poetyckie tekściki, unosiłam się w siodle i stwierdziłam, że troszkę poskaczę. Niewielkie, bo niewielkie, ale przeszkody, które zaliczyłam w największym stylu bardzo podniosły moją jeździecką pewność siebie. Po godzinie tego jakże odprężającego treningu, musiałam dać Madamme spokój. Zsiadłam z niej, poklepałam i odprowadziłam do boksu. Adrien poszedł prowadzić kolejną lekcję, tym razem lonżę, więc miałam czas się troszkę pomiziać z moim konikiem. Kiedy klacz była już wyjeżdżona, wypieszczona i wymęczona, poszłam do biura zobaczyć jak się ma moje dziecko. Tak jak myślałam p.Alice stukała coś na komputerze popijając kawę, a Emma smacznie spała obok niej w nosidełku. Korzystając z nadmiaru czasu, postanowiłam wybrać się na spacer. Tak właśnie zrobiłam. Szłam ścieżkami wydeptanymi w ośrodku mijając kolejne płoty, place, hale i budynki. Mimo tego, że Cherry nie należała do najmniejszych stajni to miała jakiś taki swój rodzinny urok, który po prostu uwielbiałam. Taka moja miłość od pierwszego wyjrzenia [ nie licząc Adiego oczywiście ]. Idąc tak kompletnie straciłam poczucie czasu, więc musicie wyobrazić sobie jaką minę miałam, kiedy okazało się, że chodzę w kółko przez bite 2 godziny. Postanowiłam zawrócić. Akurat Adrien zabierał Emmę z biura, więc mogliśmy powrócić do domu limuzyną, która jak zawsze pojawiła się punktualnie. W domu przebrałam Emmę w różowy śpioszek, zmieniając jej przy tym pieluchę i ułożyłam do kojca. Razem ze swoim przyszłym mężem usiedliśmy przed telewizorem i właśnie w momencie, w którym chwyciłam za pilot wywaliło światło. Bum ! Ciemno. Całkowicie ciemno. Na dworze zagrzmiało. Coś niedobrego się dzieje. Kazałam Adrienowi biec po Emmę. Musieliśmy ją chronić za wszelką cenę. Szybki telefon do mamy Adiego. W mgnieniu oka zawieźliśmy małą do niej, dałam maluszkowi buziaka w czółko i zostawiłam ją. Na dworze zaczęliśmy szukać przyczyny tego... jakokolwiek nazwać załamanie pogodowe nad naszym mieszkaniem. Przy sposobności zmieniliśmy się w Biedronkę i Czarnego Kota. Już zdążyłam zapomnieć jaki Adrien jest wkurwiający, w tym kostiumie. Bleh. W pewnym momencie coś mnie potrąciło. Zatoczyłam się, ale udało mi się ustać na nogach. Jakaś czarna smuga mknęła na nas i ... zatrzymała się przeistaczając się w dziewczynę. Ubrana cała na czarno postać, którą mogłabym śmiało porównać do wiedźmy przedstawiła się jako ,, Zagłada cienia '' . Stwierdzam, iż WC-et właśnie uruchomił swoją kreatywność, a raczej jej totalny brak przez brak. Nie ciężko było się zorientować, że Zagłada posiada moc przeistaczania się w mgłę i zadawania szybkich ciosów. Bardzo trudno było w nią uderzyć, ale przy jednym z moich uników udało mi się zauważyć, że na szyi ma perły. Tylko jedna z nich była biała - akuma. Byłam niemal, że pewna. Kazałam Adrienowi zabawiać naszą mgiełkę, a ja ukryta za samochodem użyłam Szczęśliwego trafu. I co dostałam? Słoik... bum..... . Jest coraz lepiej... . Rozejrzałam się tak jak to miałam w zwyczaju i uświadomiłam sobie, że mgłę można złapać w słoik co uczyniłam. Oszołomiona Zagłada, która ogarnęła, że wssysam ją do szklanej puszki nie była w stanie się bić, więc pozbawiłam ją akumy raz dwa. Nie miałam pojęcia kim była zaatakowana dziewczyna, ale pomogłam jej wstać i odesłałam do domu, zaś akumę posłałam, gdzie jej miejsce i uwolniłam małego, uroczego motylka. Zestresowana przypuszczonym atakiem przytuliłam się do Adriena i oboje przemieniliśmy się w ludzkie postacie. Wróciliśmy po naszą córkę w świetle latarni, a potem całkowicie bezpieczni do mieszkania. Uspałam naszą córeczkę, a my wróciliśmy do pierwotnej wersji - oglądanie TV. Potem chyba zasnęłam, bo obudziłam się w łóżku obok mojego narzeczonego. Obecnie jest coś po 4.00 rano, a ja opisuje Ci to wszystko podczas, gdy Emi wyssysa mleko z mojego cycka.
~ Mari