Bonjour mon journal !
Cześć pamiętniczku ! Dzisiaj mamy już wtorek 12 kwietnia. Jak ten czas szybko leci...to już prawie 35 dni odkąd opowiadam Ci moją historię ! Nie zdajesz sobie sprawy jak ważne jest dla mnie pisanie w Tobie wszystkich przeżyć. Chciałabym, żeby kiedyś Emma przeczytała ten pamiętnik i zobaczyła z jakimi trudnościami zmagała się jej mamusia... oczywiście najpierw musi otrzymać Miraculum. Inaczej nici, bo nie mogę jej zdradzać pradawnych tajemnic Mistrza Fu. Przejdźmy może do dnia dzisiejszego, bo się zaraz zakręcę i tyle z tego będzie. Pogoda... no cóż zepsuta do granic możliwości. Od kilkunastu godzin leje deszcz, niebo zaszło chmurami, a słońce zgubiło się w akcji i nawet nie chce wyjść. Mimo tego niezbyt zachęcającego widoku za oknem wstałam z własnej, nieprzymuszonej woli już o 6.00 , a na dodatek byłam całkiem wyspana, co raczej mi się nie zdarzało. Spokojnym krokiem poszłam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic. Chwilę potem się ubrałam w mój ukochany zestaw, czyli szarą marynarkę, biały T-shirt i różowe legginsy. Nie omieszkałam sprawdzić jak bardzo okrągły był mój brzuch. Całe szczęście nic się nie zmieniło i nadal miałam tylko lekką wypukłość na podbrzuszu, którą idealnie zakrywała luźna bluzka z kwiatami wiśni. Po założeniu na siebie ciuchów stanęłam przed lustrem. Przejrzałam się kilka razy i ogarnęłam swoje włosy stwierdzając, że wyglądam w miarę znośnie. Kiedy byłam gotowa stwierdziłam, że obudzę Tikii, która od razu się do mnie przytuliła. Zadowolona ukryłam Kwamii w torebce i zbiegłam do kuchni, gdzie ciepło powitała mnie jeszcze lekko zaspana mama. Dostałam ciepłe kakao i rogalika, a potem mogłam iść do pokoju i w świętym spokoju się najeść. Wypiek moich rodziców jak zawsze rozkoszował moje podniebienie. Po posiłku spakowałam szybko podręczniki i piórnik. Stwierdzając, że mogę iść rozejrzałam się po pokoju i ruszyłam do wyjścia .... w kurtce i z parasolem. Nie miałam ochoty na spacer w takiej... ekhm cudownej pogodzie, więc zaczekałam cierpliwie na autobus... . Miałam dziś aż nadto dobry humor, bo nie zdenerwowało mnie jego 20 minutowe opóźnienie. W budynku szkoły pojawiłam się koło 7.40 i od razu w padłam w ręce Adriena, który uchronił mnie przed upadkiem na korytarzu. Wkrótce dołączyła też do nas Mai. Anais musiała zostać w domu, bo ostatnio miała dość dużego pecha i zachorowała. Dokładniej przestała mówić, a Sowa, która nie dogryza złoczyńcom to nie Sowa. Z tej racji dzisiaj musieliśmy się zadowolić naszą trójką. Przeprosiłam na chwilę swojego chłopaka i Mai, aby móc pójść z Alyą do szafki. Rzadziej z nią rozmawiałam ostatnimi i czasy, a wolałam jej nie zaniedbywać, bo była jedną z ważniejszych dla mnie osób. Kiedy tak stałyśmy przy niewielkich, niebieskich szafeczkach przypomniałam sobie, że moja przyjaciółka nadal nic nie wie o ciąży ! Stwierdziłam, że dziś po prostu muszę jej to powiedzieć, bo zgrzeszę kłamiąc jej w żywe oczy. Zebrałam się na odwagę i zaprosiłam ją po lekcjach do siebie, na co ona jak zawsze chętnie przystała. Równo o 8.00 weszliśmy do klasy. Dzień rozpoczynał się geografią. Jest to jeden z tych przedmiotów, które mogą być i niebotycznie ciekawe i cholernie nudne. Całe szczęście dziś padło na opcję numer jeden. Po wędrowaniu przez mapę Afryki mogliśmy spokojnie się przenieść na francuski. Pani Agreste jak zwykle świetnie grała i nie zdradziła niczego swoją osobą. Kilka razy złapałam ją na przelotnym uśmiechu w kierunku Adriena czy mnie, ale nie było to coś co w jakikolwiek sposób mogłoby przykuć czyjąś uwagę. Po męczeniu się z opracowywaniem lektury mieliśmy dwa w-f'y. O dziwo nie zemdlałam, wręcz przeciwnie czułam się doskonale, gdy się mogłam porozciągać, a tymczasem niedługo musiałam oddać roczne zwolnienie z ćwiczeń... . Sport sportem, ale po dwóch godzinach na sali gimnastycznej trzeba było sobie pospać na WOS' ie . Lekcje zakończyłam niemieckim, na którym przez 45 minut wysłuchiwałam wykładu o czasownikach względnych. Uczęszczająca na hiszpański Alya przyszła po mnie pod klasę od razu przynosząc mi moje rzeczy, które dla ułatwienia zostawiłam w jej szafce. Adrien podszedł do mnie i dał mi uroczego buziaka w nosek. Normalnie aż się zarumieniłam. Pożegnałam swojego chłopaka mrugając na znak tego, że widzimy się o 18.00 na patrolu i ruszyłam w ślad za moją przyjaciółką. Szłyśmy razem spokojnym spacerem pod jednym parasolem, a ja z każdym krokiem coraz bardziej się stresowałam. Wiedziałam, że mi wybaczy, bo jak zwykła powtarzać Tikii ,, To moja przyjaciółka.'', a jednak coś powodowało, że się jąkałam, a jakiś ludek ściskał mój żołądek na samą myśl o powiedzeniu prawdy. W końcu jednak dotarłyśmy do mojego mieszkania. Moja mama od razu postawiła nam przed nosem spaghetti, a my ze smakiem je wpałaszowałyśmy brudząc sobie całe twarze. Po wytarciu naszych obliczy, które miały na sobie masy sos'u pomidorowego wzięłam Alyę do swojego pokoju na poddaszu. Usadowiłam się zestresowana na kanapie, a moja przyjaciółka luzacko zajęła mój fotel obrotowy. Przez dłuższą chwilkę chwaliła się Biedroblogiem, a potem musiałam przejść do rzeczy by nie zapomnieć o tym najważniejszym.
- Alya.... - zaczęłam z trudem łapiąc oddech...
-Noo co ? Coś się dzieje Mari? - zapytała odkładając kubek na stole i przybliżając się do mnie.
- Muszę Ci o czymś bardzo ważnym powiedzieć.... tylko obiecaj, że nie będziesz zła ani nie zerwiesz przyjaźni przez takie głupstwo...
- Daj spokój, weź zluzuj trochę, co jest ?
- Ale to serio poważne....
-Mhm.... - śmiech. - Może w ciąże zaszłaś ? - zabawne wyczucie czasu kochana.....
- W zasadzie...... to... tak....
-Nie. Ty żartujesz, prawda?
-Ani troszkę... - powiedziałam uchylając kawałek koszulki i wskazując palcem na małe zaokrąglenie.
-Wpadliście ? - spytała Alya o dziwo nie wściekając się, tylko chwytając mnie za rękę.
-Tak jakby....nie jesteś zła? Nie zostawisz takiej okropnej przyjaciółki ?
- Momentami mam wrażenie, że ty mnie wcale nie znasz ! Głupia jesteś idiotko ! Jasne, że Cię nie zostawię ! Jeszcze Ci pomogę ! Tylko mów następnym razem od razu... - powiedziała uśmiechając się ciepło i przytulając do mnie.
-Ey.. chwila ! Następnego razu nie będzie ! - odparłam, a potem tarzałyśmy się ze śmiechu. Opowiedziałam jej o nowym mieszkaniu, o tym jaki Adrien jest w tej sytuacji kochany i zbyłam na szczęście wszystkie jej podejrzenia co do tego, że jestem Biedronką, której przecież ostatnio też niezbyt idą walki i przeskoki z dachu na dach. Omówiłyśmy wszystko i w ten sposób ustaliłyśmy, że:
Cześć pamiętniczku ! Dzisiaj mamy już wtorek 12 kwietnia. Jak ten czas szybko leci...to już prawie 35 dni odkąd opowiadam Ci moją historię ! Nie zdajesz sobie sprawy jak ważne jest dla mnie pisanie w Tobie wszystkich przeżyć. Chciałabym, żeby kiedyś Emma przeczytała ten pamiętnik i zobaczyła z jakimi trudnościami zmagała się jej mamusia... oczywiście najpierw musi otrzymać Miraculum. Inaczej nici, bo nie mogę jej zdradzać pradawnych tajemnic Mistrza Fu. Przejdźmy może do dnia dzisiejszego, bo się zaraz zakręcę i tyle z tego będzie. Pogoda... no cóż zepsuta do granic możliwości. Od kilkunastu godzin leje deszcz, niebo zaszło chmurami, a słońce zgubiło się w akcji i nawet nie chce wyjść. Mimo tego niezbyt zachęcającego widoku za oknem wstałam z własnej, nieprzymuszonej woli już o 6.00 , a na dodatek byłam całkiem wyspana, co raczej mi się nie zdarzało. Spokojnym krokiem poszłam do łazienki i wzięłam orzeźwiający prysznic. Chwilę potem się ubrałam w mój ukochany zestaw, czyli szarą marynarkę, biały T-shirt i różowe legginsy. Nie omieszkałam sprawdzić jak bardzo okrągły był mój brzuch. Całe szczęście nic się nie zmieniło i nadal miałam tylko lekką wypukłość na podbrzuszu, którą idealnie zakrywała luźna bluzka z kwiatami wiśni. Po założeniu na siebie ciuchów stanęłam przed lustrem. Przejrzałam się kilka razy i ogarnęłam swoje włosy stwierdzając, że wyglądam w miarę znośnie. Kiedy byłam gotowa stwierdziłam, że obudzę Tikii, która od razu się do mnie przytuliła. Zadowolona ukryłam Kwamii w torebce i zbiegłam do kuchni, gdzie ciepło powitała mnie jeszcze lekko zaspana mama. Dostałam ciepłe kakao i rogalika, a potem mogłam iść do pokoju i w świętym spokoju się najeść. Wypiek moich rodziców jak zawsze rozkoszował moje podniebienie. Po posiłku spakowałam szybko podręczniki i piórnik. Stwierdzając, że mogę iść rozejrzałam się po pokoju i ruszyłam do wyjścia .... w kurtce i z parasolem. Nie miałam ochoty na spacer w takiej... ekhm cudownej pogodzie, więc zaczekałam cierpliwie na autobus... . Miałam dziś aż nadto dobry humor, bo nie zdenerwowało mnie jego 20 minutowe opóźnienie. W budynku szkoły pojawiłam się koło 7.40 i od razu w padłam w ręce Adriena, który uchronił mnie przed upadkiem na korytarzu. Wkrótce dołączyła też do nas Mai. Anais musiała zostać w domu, bo ostatnio miała dość dużego pecha i zachorowała. Dokładniej przestała mówić, a Sowa, która nie dogryza złoczyńcom to nie Sowa. Z tej racji dzisiaj musieliśmy się zadowolić naszą trójką. Przeprosiłam na chwilę swojego chłopaka i Mai, aby móc pójść z Alyą do szafki. Rzadziej z nią rozmawiałam ostatnimi i czasy, a wolałam jej nie zaniedbywać, bo była jedną z ważniejszych dla mnie osób. Kiedy tak stałyśmy przy niewielkich, niebieskich szafeczkach przypomniałam sobie, że moja przyjaciółka nadal nic nie wie o ciąży ! Stwierdziłam, że dziś po prostu muszę jej to powiedzieć, bo zgrzeszę kłamiąc jej w żywe oczy. Zebrałam się na odwagę i zaprosiłam ją po lekcjach do siebie, na co ona jak zawsze chętnie przystała. Równo o 8.00 weszliśmy do klasy. Dzień rozpoczynał się geografią. Jest to jeden z tych przedmiotów, które mogą być i niebotycznie ciekawe i cholernie nudne. Całe szczęście dziś padło na opcję numer jeden. Po wędrowaniu przez mapę Afryki mogliśmy spokojnie się przenieść na francuski. Pani Agreste jak zwykle świetnie grała i nie zdradziła niczego swoją osobą. Kilka razy złapałam ją na przelotnym uśmiechu w kierunku Adriena czy mnie, ale nie było to coś co w jakikolwiek sposób mogłoby przykuć czyjąś uwagę. Po męczeniu się z opracowywaniem lektury mieliśmy dwa w-f'y. O dziwo nie zemdlałam, wręcz przeciwnie czułam się doskonale, gdy się mogłam porozciągać, a tymczasem niedługo musiałam oddać roczne zwolnienie z ćwiczeń... . Sport sportem, ale po dwóch godzinach na sali gimnastycznej trzeba było sobie pospać na WOS' ie . Lekcje zakończyłam niemieckim, na którym przez 45 minut wysłuchiwałam wykładu o czasownikach względnych. Uczęszczająca na hiszpański Alya przyszła po mnie pod klasę od razu przynosząc mi moje rzeczy, które dla ułatwienia zostawiłam w jej szafce. Adrien podszedł do mnie i dał mi uroczego buziaka w nosek. Normalnie aż się zarumieniłam. Pożegnałam swojego chłopaka mrugając na znak tego, że widzimy się o 18.00 na patrolu i ruszyłam w ślad za moją przyjaciółką. Szłyśmy razem spokojnym spacerem pod jednym parasolem, a ja z każdym krokiem coraz bardziej się stresowałam. Wiedziałam, że mi wybaczy, bo jak zwykła powtarzać Tikii ,, To moja przyjaciółka.'', a jednak coś powodowało, że się jąkałam, a jakiś ludek ściskał mój żołądek na samą myśl o powiedzeniu prawdy. W końcu jednak dotarłyśmy do mojego mieszkania. Moja mama od razu postawiła nam przed nosem spaghetti, a my ze smakiem je wpałaszowałyśmy brudząc sobie całe twarze. Po wytarciu naszych obliczy, które miały na sobie masy sos'u pomidorowego wzięłam Alyę do swojego pokoju na poddaszu. Usadowiłam się zestresowana na kanapie, a moja przyjaciółka luzacko zajęła mój fotel obrotowy. Przez dłuższą chwilkę chwaliła się Biedroblogiem, a potem musiałam przejść do rzeczy by nie zapomnieć o tym najważniejszym.
- Alya.... - zaczęłam z trudem łapiąc oddech...
-Noo co ? Coś się dzieje Mari? - zapytała odkładając kubek na stole i przybliżając się do mnie.
- Muszę Ci o czymś bardzo ważnym powiedzieć.... tylko obiecaj, że nie będziesz zła ani nie zerwiesz przyjaźni przez takie głupstwo...
- Daj spokój, weź zluzuj trochę, co jest ?
- Ale to serio poważne....
-Mhm.... - śmiech. - Może w ciąże zaszłaś ? - zabawne wyczucie czasu kochana.....
- W zasadzie...... to... tak....
-Nie. Ty żartujesz, prawda?
-Ani troszkę... - powiedziałam uchylając kawałek koszulki i wskazując palcem na małe zaokrąglenie.
-Wpadliście ? - spytała Alya o dziwo nie wściekając się, tylko chwytając mnie za rękę.
-Tak jakby....nie jesteś zła? Nie zostawisz takiej okropnej przyjaciółki ?
- Momentami mam wrażenie, że ty mnie wcale nie znasz ! Głupia jesteś idiotko ! Jasne, że Cię nie zostawię ! Jeszcze Ci pomogę ! Tylko mów następnym razem od razu... - powiedziała uśmiechając się ciepło i przytulając do mnie.
-Ey.. chwila ! Następnego razu nie będzie ! - odparłam, a potem tarzałyśmy się ze śmiechu. Opowiedziałam jej o nowym mieszkaniu, o tym jaki Adrien jest w tej sytuacji kochany i zbyłam na szczęście wszystkie jej podejrzenia co do tego, że jestem Biedronką, której przecież ostatnio też niezbyt idą walki i przeskoki z dachu na dach. Omówiłyśmy wszystko i w ten sposób ustaliłyśmy, że:
- Alya będzie matką chrzestną, a jak nie to zginę marnie....
- Mama mojej przyjaciółki da mi ciuszki do Emmy po najmłodszej siostrze Aly'y
- Drugie imię Emmy to.........Charllotte ......, bo jak moja przyjacióła stwierdziła - jest to iście królewskie imię.
Jestem niezwykle wdzięczna Bogu, że mam takich cudnych ludzi dookoła siebie, bo bez nich pewnie już dawno bym nie żyła, albo skończyła na oddziale zamkniętym w psychiatryku. Bzdury gadam... tak wiem . Około 17.30 Alya zwinęła się ze swoim poczuciem czasu, a ja przemieniłam się w Biedronkę. Zamknęłam drzwi na kłódkę tak, żeby rodzice się nie domyślili, a potem tylko czekałam. Punkt szósta Czarny Kot i Plume zwinęli mnie z domu przez okno dachowe i w przyjemnie chłodnym deszczu [ ironia] chodziliśmy po paryskich dachach, uliczkach, słupach elektrycznych, antenach telewizyjnych, a nawet po kanałach. Dosłownie nigdzie nie znaleźliśmy niebezpieczeństwa. Władca Ciem, który miewał momenty słabości chyba dzisiaj sobie odpuścił z powodu brzydkiej pogody. Z tej racji odwiedziliśmy mamę Adriena, która dała superbohaterom herbatki, a potem poszliśmy ocenić postępy prac nad naszym mieszkaniem. O dziwo większość była już ukończona jeśli chodzi o malowanie. Ekipie budowlanej została tylko sypialnia i położenie kafelek... potem wkroczę ja i będę sobie dekorować to mieszkanko. Wiesz co pamiętniczku? W zasadzie nie żałuję, że muszę dorosnąć tak szybko, bo podczas gdy inni będą się męczyć to ja będę sobie mieszkać spokojnie z przyszłym mężem i córką jako projektantka mody w firmie [teraz] Gabriela Agresta, a potem...... Adriena Agresta . Około 20.00 pożegnałam się ze wszystkimi i wróciłam do domu. Zaraz po przemianie ległam na łóżku niczym trup i pogrążyłam się w objęciach Morfeusza. Przebudziłam się niedawno obok chrapiącej Tikii i pisze do Ciebie pamiętniczku. A teraz bonne nuit !
~ Marinette
****
No to wracam :3 Zaległe opowiadanko z wtorku :3 Dzisiaj się pojawią jeszcze dwa [ środa, czwartek ] powodzenia mi w pisaniu, a puki co czytajcie to i dajcie znać jak się podobało !
~Agathe
~ Marinette
****
No to wracam :3 Zaległe opowiadanko z wtorku :3 Dzisiaj się pojawią jeszcze dwa [ środa, czwartek ] powodzenia mi w pisaniu, a puki co czytajcie to i dajcie znać jak się podobało !
~Agathe
Niesamowite! Tak jak wszystkie twoje prace. Proszę o zagłosowaniu w ankiecie na moim blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mari Agreste
Dziękuję c: Już biegnę C:
UsuńO jeżó
OdpowiedzUsuńjuż to sobie wyobrażam...
Alya- Najlepsza Ciotke Chrzestna Ever (NCCE)
Później powstanie film Matka Chrzestna.
JUŻ
TO
WIDZĘ XD
PS. Dla mnie to tam nie musisz nas informować o tym że nie masz czasu na pisanie pamiętników c;
Wszystko rozumiem! Weny!
Wypada napisać, bo jak nie napiszę to tak jakby Mari się zagubiła w akcji xd <3 Mam czas jak zawsze, wyrabiam :3
UsuńNie mam zbytnio czasu na komentowanie, ale skoro chwilowo mogę to. Oczywiście rozdział jak zawsze zacny i no takie tam duperele. Ja niestety się nie rozpiszę, bo szykuję się na nocny wymarsz o 3 w nocy, pod pretekstem pożaru.
OdpowiedzUsuńMai: Wczoraj to ta krzyknęła: To ja chcę spłonąć!
Hyhy [smile] Chciałam spać! No dobra znikam. Wysyłamy kontenery weny...
Mai: I czekamy na kolejny rozdział.
Pozdro Neko Echia i Mai Musicrose.
Pierwszy krótki komentarz od Was ;_; Poligonie zakończ się ;-;
UsuńJak zawsze cudowny rozdział♡♡♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńThank you very much c:
UsuńRozdział super :^ A i takie pytanka, kto to Morfeusz? (Wiem, głupia jestem xDD)
OdpowiedzUsuńDziękować ^.* Morfeusz jest jednym z bogów/ półbogów greckich, który często podsypiał :P Przeczytaj mit :* Odpływać w objęcia Morfeusza znaczy tyle co iść spać.
Usuń