czwartek, 26 maja 2016

26- 05 - 16, Paryż

Bonjour !
Witaj pamiętniczku ponownie ! Wybacz, że nie pisałam, ale przez poprzednich kilka tygodni miałam okropne urwanie głowy. Nawet nie masz pojęcia co to było ! Wprost nie mogłam znaleźć chwili czasu by coś Ci napisać, ale obiecuję uroczyście, że od dziś wracam do pisania Ci o każdym dniu na tej ziemi ! Wiem... że sporo mamy zaległości, ale nie będę Ci tu opisywać poprzednich 3 tygodni, bo zwyczajnie nie mam na to siły... pamiętaj, że jestem już w ( prawie ) 5 miesiącu ciąży ! Sam chyba rozumiesz, że nie jest mi tak łatwo. W ciągu minionych dni WC przypuścił tylko JEDEN atak, co niemiłosiernie mnie martwi, bo ... to do niego nie podobne, a szczerze wątpię żeby nagle machnął ręką i stwierdził, że nie chce mu się walczyć. No mniejsza oto.. dzisiaj chyba powinnam mimo wszystko już opisać, co dziś miało miejsce. Jak to bywa w moim życiu... coś dobrego i coś złego, ale nic nie zdradzam i piszę po kolei. Ostatni tydzień był bardzo upalny, bywało, że termometr wskazywał ponad 30 stopni, więc zdziwiłam się, że dziś wcale nie obudziły mnie promienie słońca, a jedynie śnieżnobiałe, zachmurzone niebo. Zrobiłam z lekka zawiedzioną minę, ale szybko wygramoliłam się ze swojego łóżka. Po chwili obok mnie znalazła się też Tikii. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie,a  ta pomogła mi dobrać ciuchy... w sumie niedługo będę musiała iść na zakupy z mamą Adriena i kupić jakieś szerokie bluzki i spodnie, bo już teraz prawie nie mogę się zmieścić we własne ubrania.Kwamii dało mi luźną , białą tunikę z kwiatami róży i za duże na mnie legginsy. W zasadzie nie wyglądałam w tym aż tak tragicznie jakbym się tego spodziewała. Wskoczyłam do łazienki, ogarnęłam burzę włosów i byłam gotowa. Zbiegłam po schodach [ tempo ślimaka..... bo ciąża ] do kuchni, gdzie przywitała mnie uśmiechnięta mama.
- Wszystkiego najlepszego ! - krzyknęłam dając jej buziaka z okazji Dnia Matki.
-Dziękuję bardzo kochanie! Teraz leć do stołu, bo śniadanie już gotowe.
-Dzięki.
Szybkim krokiem teleportowałam się do czegoś na rodzaj jadalni i... zobaczyłam przy stolę tatę i Adriena! Zaczęłam się zastanawiać, w którym momencie mój ukochany zaczął z nami mieszkać i dlaczego tego nie wiedziałam. Właśnie ! Jeśli chodzi o mieszkanie... to dzisiaj po wypadzie do stajni zaczynamy się pakować i następuje przeprowadzka. Już nie mogę się doczekać, żeby współdzielić mieszkanko tylko z Adim i Emmą ! Całe szczęście..., że Pani Agreste.. bierze za nas odpowiedzialność, bo normalnie...cóż musielibyśmy mieszkać razem wbrew wszelkim paryskim prawom. Mniejsza.Przywitałam się z narzeczonym i zasiadłam do stołu. Od razu nałożyłam sobie na talerz rogala, becon ... no sporo, bo jem za dwie. Mój tata zażartował, że będę gruba, a ja strzeliłam przysłowiowego focha, bo doskonale wiedziałam, że mi się przytyje. Po posiłku wszyscy razem sobie rozmawialiśmy w przyjaznej atmosferze. Uwielbiałam jak tak rodzinnie dyskutowaliśmy na różne tematy od czasu do czasu słuchając sucharów taty, które na dłuższą metę były już po prostu nie śmieszne. W końcu odeszłam od stołu i razem z Adrienem wgramoliliśmy się do mojego pokoju. On włączył sobie telewizor, a ja grzecznie zaczęłam pakować się do stajni. Bądź co bądź nie jeździłam często, ale Madamme traktowałam jak własną klacz. Ostatnio nawet poczyniłam zakupy i klaczka ma teraz własny sprzęt do czyszczenia, czaprak i kantar.
Szczotki *.*

 Tak jakoś wyszło, że zamiast na dziecko to wykosztowałam się na konia.Spakowałam wszystko do niewielkiej torby i oznajmiłam Adrienowi, że jestem gotowa. On powstał z kanapy i żegnając rodziców wyszliśmy przed dom, gdzie czekał już jego szofer. Wsiedliśmy do limuzyny i jechaliśmy przytuleni do siebie.W końcu temat zszedł na pracę, bo poza szkołą też musimy jakoś zarabiać.Mama Adriena wiecznie nie będzie nam płacić. Już wcześniej ustaliliśmy, że ja będę sprzedawać swoje projekty, ale co z nim.
- Kochanie... w zasadzie ja już mam pracę. - no jasne, zawsze wyskoczy jak Filip z konopii i nigdy nie raczy mnie o niczym poinformować.
-Noo jaką ?
-Spodoba Ci się !
-No to powiedz !
-Co weekend w stajni jako instruktor... !
-Będę Ci pomagać. - oznajmiłam.
-Wiem, wiem misiu. - powiedział i pocałował mnie w czoło. W gruncie rzeczy byłam zadowolona, że sam znalazł sobie pracę dorywczą dopuki oczywiście nie przejmie firmy ojca, a z drugiej... no do cholery jasnej, mógł coś powiedzieć ! Nie ważne...  . Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, bo ja jak zawsze musiałam koniecznie pooglądać widoki za oknem, które szczerze uwielbiałam. Gapiąc się na ogromne, zielono-żółte pola czułam się po prostu wolna od zgiełku dużego miasta jakim jest Paryż.Na miejsce dotarliśmy koło 13. Dość późno jak na nas, bo przeważnie w stajni pojawialiśmy się koło 10 / 11. Adrien skierował swe kroki do przebieralni, a ja w zasadzie od razu poszłam do boksu Madamme.
-Dzień dobry Madamme !- powiedziałam otwierając sobie metalową zasuwę i chwytając klaczkę za kantar. Wyprowadziłam ją przed mały, kwadratowy boks i przywiązałam w celu wyczyszczenia.
- Jak się dzisiaj masz piękna? - spytałam, a klacz radośnie zarżała zupełnie jakby rozumiała co do niej powiedziałam. - Widzę, że dobrze. - odparłam z uśmiechem głaszcząc jej łopatkę. Potem wzięłam nowe szczotki i zabrałam się za odkurzanie mojego wierzchowca. Takie tony brudu jeszcze nigdy na mnie nie spadły ! No, ale cóż.. takie życie. Stwierdziłam, że puki jeszcze mogę to zrobię sobie krótką przejażdżkę stępem po padoku tak żeby rozruszać moją szkapcię. Kiedy ja zabierałam z wieszaków jej sprzęt mój chłopak już spokojnie siodłał SunRise'a, na którym miał dzisiaj trenować. Chętnie bym sobie pogalopowała..., ale cóż... obawiam się, że przez to Emma miałaby niezłe trzęsienie ziemi. Cały rząd jeździecki zarzuciłam na konia w dość szybkim tempie i zabrałam Madamme na plac, na którym rozgrzewali się już uczniowie. Adi jak zawsze lekko spóźniony wgramolił się na plac. Trenerka dzielnie poprowadziła jazdę, a ja grzecznie stępowałam na środku placu wykonując jakieś podstawowe ćwiczenia. Spróbowałam też wolniejszego kłusu, ale po chwili doszłam do wniosku, że jednak może to być zbyt duże przeżycie dla mojego dziecka. Może Emma będzie urodzoną dżokejką... ? Kto wie. Po 30 minutach zsiadłam w końcu z Madamme i odprowadziłam ją do stajni. Osobiście ją rozsiodłałam, a potem razem bawiłyśmy się na pastwisku. Mój chłopak siłą zabrał mnie od konia koło 15.00. Po powrocie czekała już na nas Pani Agreste, która zabrała nas po to, żebyśmy zobaczyli swoje nowe mieszkanie. W przepięknym geście razem odkluczyliśmy drzwi. Sam korytarz już zrobił na mnie wrażenie nie wspominając o reszcie.... cudowne... wspaniałe wprost pokoje... idealnie oddające moje marzenia. Teraz pozostało tylko przywlec tu nasze rzeczy i je rozpakować ! Nie musiałam długo na to czekać..., bo mama Adiego przewiozła nas do mojego obecnego domu i dała nam kartony, więc mogłam zacząć się powoli pakować. Podziękowaliśmy kobiecie za całą pomoc, a ona uprzedziła nas, że za parę godzin przyjedzie ponownie po większość rzeczy. Od jutra mamy własne mieszkanie ! Yay ! Moi rodzice zabrali jeden sporawy karton i zaczęli do niego wkładać różne potrzebne drobiazgi takie jak... talerze.. poduszki..., które do niczego nie były im potrzebne, a my  zaszyliśmy się u mnie w pokoju. Rozpoczęliśmy od szafy. Wyciągając z niej kolejne ubrania mówiłam swojemu chłopakowi, które chcę zachować, a które oddamy na akcje charytatywne i tym podobne wydarzenia. W ten oto sposób pozbyłam się całkiem niezłej ilości niepotrzebnych ubrań i butów. Następnie spakowaliśmy resztę moich rzeczy... torebki, plecaki, maszynę do szycia, zbiór nici, igieł, tasiemek itp... książki.. pisadła.. no sami rozumiecie o co chodzi. Kiedy wszystkie kartony stały dzielnie zapakowane na środku mojego pokoju było coś koło 18.00. Uznaliśmy,że jest dość wcześnie i, że pójdziemy zrobić zakupy. No sami wiecie... jakieś jedzenie.. produkty higieniczne.. i takie tam.., żeby nie mieć pustki w domu. Powiedzieliśmy moim rodzicom o naszych planach i zabierając nasze [ i mojej mamy ] oszczędności ruszyliśmy na polowanie do supermarketu.Akurat trafiliśmy do tego sklepu, w którym obowiązywała waluta dolara... nie wiem po co... no ale przy okazji wymieniliśmy troszkę pieniędzy. Adi wziął wózek na kółkach przy wejściu i zaczęliśmy obchodzić wszystkie półki, które ten sklep zawierał.
- To od czego zaczynamy ? - zapytałam.
- Chyba jedzenie.
-Okay, okay . Emm... wezmę dwa pęczki włoszczyzny, dodatkowo marchewki, dwa kilo ziemniaków, ogórka kiszonego ...i zielonego w sumie też... - mówiłam wrzucając do koszyka kolejne owoce i warzywa. Potem przeszliśmy do serów/ surówek / mleka... i takich tam. Generalnie to nie mam ochoty wszystkiego Ci tu wypisywać, bo troszkę mi to zajmie, a naprawdę nie mam ochoty aż tyle pisać, bo już teraz ręka mnie boli. Stojąc przy kasie moją uwagę zwrócił lewitujący krzak. Porozumiewawczo spojrzałam na swojego ukochanego. On bohatersko odebrał zakupy i zaniósł je moim rodzicom, a ja jak to ja ukryłam się w sklepowym schowku na miotły i przemieniłam się w Ladybug. Pod postacią bohaterki z zaokrąglonym, ciążowym brzuchem wybiegłam na ulicę. Totalny chaos. Wszystkie liście, krzewy, gałęzie drzew niebezpiecznie lecące w kierunku wierzy Eiffla. Skakałam po dachach by się tam przedostać, aż w końcu dołączyły do mnie Sowa i Plume. Mai chyba farbnęła końcówki na granatowo, bo jej długie włosy nawet pod przebraniem nie wyglądały na mocno fioletowe tak jak zawsze. Tuż pod wieżą stała postać przypominająca mi po prostu ..... przebranego za gałąź faceta w masce. Już z daleka widziałam, że to parkowy ogrodnik... i mogłam się domyślić, że jakieś niesforne dzieciaki połamały mu krzaczki co go niebotycznie wkurzyło... zawsze zastanawiam się jak to jest, że WC wybiera sobie takie beznadziejne ofiary i gdzie do cholery pracuje jego projektant skoro ....... te stroje wyglądają jak z wypożyczalni dla dzieci, które wybierają się na bal kostiumowy. Nieistotne. Razem z moimi koleżankami stanęłyśmy na przeciw niego i troszkę się z nim podroczyłyśmy. Prawdziwa walka zaczęła się w momencie, w którym ogrodnik zaczął ciskać w nas ostrymi, metalowymi gałązkami. Chat Noir dołączył do nas po 15 minutach. W pewnym momencie jedna z gałęzi niebezpiecznie zbliżała się do mnie, a ja tracąc swój cały refleks stanęłam jak słup soli i nie mogłam się ruszyć. To wszystko przez tą cholerną ciążę ! Mój kotek bohatersko rzucił się przede mnie i oberwał dość solidnie w lewe ramię.
-Chat ! - krzyknęłam nagle zrywając się z miejsca.
-Jest okay Biedrona, leć walczyć, ja się schowam ! - powiedział, a ja zgodnie z poleceniem powróciłam do walki. W końcu użyłam Szczęśliwego Trafu i to by było na tyle jeśli chodzi o działanie akumy. Została zmiażdżona jak zawsze... tak skromnie mówiąc. Po zakończonej bitwie odszukałyśmy z dziewczynami Adriena. Jego ręka nie wyglądała dobrze. Spuchnięta i sina. Od razu zabrałyśmy go do mnie,a moi rodzice stwierdzili, że trzeba z tym jechać do szpitala. Oczywiście nasza wersja wydarzeń brzmiała tak... ,, Adriena potrąciło auto '' . Mai i Alice wróciły do swoich domów, a do nas po 30 minutach oczekiwania na korytarzu przyszedł chirurg w podeszłym wieku. Zrobił RTG i od razu stwierdził złamanie. Gips i Adrien został bez lewej, sprawnej ręki. Co za pech.... byliśmy już tak zmęczeni, a mój narzeczony przy okazji jeszcze obolały, że doszliśmy do wniosku iż przeprowadzkę odłożymy na jutro. Sami zaś od razu wgramoliliśmy się na moje łóżko, a Plagg i Tikii polecieli do domku dla lalek.
-Dobranoc księżniczko. - powiedział mój chłopak całując mnie delikatnie w usta, a ja praktycznie od razu usnęłam. Przebudziłam się niedawno i stwierdziłam, że po cichu w końcu coś Ci napiszę. Mam nadzieję, że do jutra pamiętniczku !
                                                         Bonne nuit !

*********
Jestem ! c: Wiem, że długo czekaliście... ale no wiecie.. koniec roku szkolnego i mam mega urwanie głowy :c Puki co znowu powracam z codziennymi postami, więc dajcie znać jak się podobało c: Bardzo dziękuję mojej kochanej prawej ręce Neko Echii za udostępnienie informacji o którą poprosiłam c: Pozdrawiam !

Konkursowe wygrane ^_^

 Hey, hey ! Oto obiecane prace konkursowe ! ^-^
 
1.Wigilia to taki świąteczny i rodzinny czas, ale nawet wtedy Władca Ciem nie śpi. 
- Nuru! Gdzie ty jesteś?! - zapytał wściekle. 
- Już idę, panie! - odpowiedziało fioletowe kwami. 
- No nareszcie! A teraz rozprawimy się z Biedronką i Czarnym Kotem raz na zawsze! Nuru, przemień mnie! - i tym sposobem zamienił się w Władcę Ciem. Jego srtrój był ciemno fioletowym garniturem z srebrną maską zakrywającą prawie całą głowę. Podpierał się laską. Tym czasem Marinette kończyła szyć sukienkę, którą zamieniła pewna kobieta. Była bardzo podekscytowana, bo dzisiaj na całe święta miała przyjechać jej kuzynka -  Anka. Nastolatka zaplanowała już co będą robić przez ten czas. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. "Projektantka" szybko pobiegła otworzyć. Przed nimi stała brunetka z ombre. Nie widziały się chyba cztery lata. 
- Tyle się naczekałam na ciebie! - Mari rzuciła się na nią nieumożliwiając jej oddychać. 
- Ja też ciebie kocham na zabój! - rzekła Ania po czym obie wybuchły śmiechem. 
Po chwili zaprowadziła ją do swojego pokoju, w którym miały nocować. Pomogła jej rozpakować walizkę i ruszyły do parku na przeciwko. Usiadły na ławce. 
- Od ostatniej Wielkanocy nie odzywasz się. Co się stało? - zapytała chrupiąc świeży wypiek Toma Dupain-Chenga. 
- No wiesz... Przecież jesteśmy w tym samym wieku... Nauka, szkoła i lekcje i.... - nie dokończyła, bo Dobrzańska jej przeszkodziła. 
- No co ty! A ja myślałam, że ratujesz Paryż przed Władcą Ciem... Biedronko... - ostatnie zdanie szepneła jej do ucha. Fiołkowooka nie uwierzyła co usłyszała. Początkowo myślała, że to głupi żart lub po prostu się przesłyszała. Chwilę później kuzynka wyciągnęła z kieszeni bransoletkę. Była wykonana w nowoczesnym stylu. Białe okrągłe, duże kule pokryte drobnymi diamencikamipowiązane czarnym sznurkiem z regulacją, świeciły w oczach Dupain-Cheng. 
- To moje miraculum... - powiedziała szeptem po czym dalej dodała - Dzięki niemu staję się Muzą... 
- Muzą... - powiedziała z niedowierzeniem - Ale poczekaj... Skąd wiesz, że posiadam miraculum Biedronki?... 
- Jesteś bardzo podobna do niej, a poza tym przyjechałam tu też ze względu na tajną misję Mistrza Fu, a to on mi to wyznał... 
W tym samym czasie w pokoju Adriena... 
- W Muzie! - krzyknął Adrien.
 Nie wierzył, że Patryk - syn producenta muzycznego Ani, Filipa - zakocha się w superbohaterce. Choć tak naprawdę był w takiej samej sytuacji. W jego sercu była jedynie Biedronsia. Patryk posiadał brązowe miraculum, przez które mógł przemienic się w (przystojnego) niedźwiedźia. On również jak blondyn współpracował ze swoją miłością. "Model" wyjął księgę. Przerzucał kartki i w końcu znalazł odpowiednią. Strona dotyczyła oczywiście Muzy. Przeczytał parę zdań i zdumiał się bardzo. Napisano, że jest najsilniejszą ze wszystkich posiadaczy. Przecież ja i Biedronka jesteśmy czy byliśmy na pierwszej pozycji... - pomyślał na początku. 
- Jeżeli Władca Ciem posiądzie jej miraculum będzie niezwyciężony... - przeczytał końcówkę notatki. 
Wtedy nagle pojawiła się w oknie dziewczyna. Była ubrana w różowy strój z taką samą maską. Z tyłu miała dwa niewielkie skrzydła.  


- Nazywam się Pixiegirl - przedstawiła się tajemnicza bohaterka. 
- Kim jesteś? - zapytali z powagą. 
- Spokojnie, Mistrz Fu mnie przysyła... - uspokoiła chłopaków. 
- Co się dzieje? - zapytał Plagg wylatując za koszuli Adriena. 
- Musimy przenieś sie w jedno miejsce... 
Dom Mistrza Fu... 
- Jeju, nie wiedziałem, że tylu aż was tu będzie... - cisnął się przezz tłum posiadaczy. 
- Pomogę Mistrzowi... - Ania wygramoliła go z ucisku gromady. 
- Dobrze, poczekajmy jeszcze na Czarnego Kota i.... - przystanął, ponieważ ujrzał Pixiegirl przeciskającą się. 
- Oobeeecnniii!... - krzykła z całej siły prowadząc facetów. Każdy był zdziwiony,  bo nie słyszał o takiej postaci. No nie wszycy byli zdziwieni... Paw nie ze względu na jego współpracę z Pixiegirl 
- W porządku, ale ustawcie się w szeregu,bo ledwo tu doszliśmy... - zdyszana odpowiedziała.
- Więc jak już jesteśmy wszyscy, postanowiłem, żebyśmy w tej chwili "zdjeli swoje maski" dlatego... 
- To nie dobry pomysł! - sprzeciwiła się Anka zamieniona w Muzę - Nikt by nie chciał pokazać prawdziwe oblicze... 
- A ja myślę Muzo, że dobry pomysł... - odrzekł jej Mistrz Fu - Zatem zawalczmy. Jeżeli ty wygrasz to zostaniemy tak ja teraz, a jeśli ja wygram to zdejmiemy maski... Umowa stoi? - wyciągnął rękę w jej stronę. 
- Oczywiście... 
Każdy zrobił kilka kroków do tyłu. Poczekali niecałą sekundę, a oni pędzili przed siebie. Bitwa była spektakularna. Raz po raz widać było cios, unik, cios, unik i tak dalej... Jednakże zwycięzcą został Fu. Wolniej się męczył i wykonywał szybsze ruchy. 
- Szach-mat! - powiedział wyciągając dłoń by pomóc wstać Muzie. Przed chwilą oberwała mocnym ciosem w brzuch - Wszystko w porządku? 
- Tak.. - podniosła się. 
- W takim razie zdejmujemy maski! 
Marinette była przerażona tak jak inne dziewczyny będące tu.. Nie chciała zdradzić nigdy swojej tożsamości. Ale nie miała innego wyboru. Każdy po kolei zdejmował maski. Dla Anki był to wielki szok... Abeji to Amelia, a prawdziwa Volpina to Roksana. Mari też przeżyła szok Czarny Kot to Adrien?!... Zdjęła maskę.... 
- Marinette?! - krzyknął Adrien. 
- Czzeeśćć Aaadrrriienn... - wyjąkała z twarzą buraka. 
Teraz miała być kolej na Muzę... 
- Prosimy Muzo.. Teraz ty. - sięgała już ręką, a w między czasie spoglądała na innych, gdy nagle...... 
- Teraz mi nie uciekniesz! - Władca Ciem jakąś dziwną mocą przewiązał ją bluszczami i naciśnął przycisk. Przed jej oczami był zupełnie inny krajobraz. Usłyszała jedynie:
- Link start!  
Przedostała się do dziwnej, ale tajemniczej krainy. Na około niej mieściły się budynki w architekturze średniowiecza. Na swoim biodrze miała biało-zarny miecz. Bransoletka nadal znajdowała się na ręku. Włosy ułożone były inaczej. Od góry zaczynał się kłos, którykierował się wokół głowy. Strój natomiast stał się w tym samych odcieniach co kostium Muzy, ale był bardziej ze świata księzniczek czy rycerzy. Maski nie było na twarzy. Leżała i przyglądała się temu wszystkiemu. Wtedy niespodziwanie ktoś do niej podszedł. 
- Hej, wszystko w porządku? - zapytała się dziewczyna. Była w podobnym stroju co ona. 


- Gdzie ja jestem? - zapytała. 
- Za chwilę ci wszystko wytłumaczę. Mam na imię Asuna, a ty? - zapytała. 
Ona również nie wiedziała co zrobić. Pierwszy raz była w sytuacji, w której człowiek nie wiedział, że znajduje się w SAO. 
- Anka. 
Dom Mistrza Fu... 
- Mistrzu! Musimy ją uratować! - krzykła Mari płacząc - Anka sobie nie poradzi!! 
- Anka?! - każdy się zdumiał. 
- Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Czy ktoś wie co on wtedy powiedział? - zapytał staruszek. 
- Ja wiem gdzie ona  teraz jest.. - powiedział Will, posiadacz miracula pawia - Władca Ciem krzyknął: Link start! A tylko jedna gra mi się kojarzy... Sword Art Online! 
- Ale przecież ludzie tam walczą na śmierć i życie! - krzykła Amelia. 
- Dlatego wejdziemy do tej gry... - Pixiegirl dała kilkum osobom kaski, czyli tak zwane NeverGravy czy coś w tym stylu. Każdy założył go i zalogował się w systemie. Po kilku sekundach ujrzeli niesamowity widok. Stali na dziedzińcu zamku. Wszyscy mieli strój z tego okresu w barwach kostiumu, w którym byli jako superbohaterowie. Dla Adriena i Marinette to było coś nadzwyzajnego... 

 

Autor: Mari Agreste 
Los czasem pisze różne scenariusze, a rola jaką ja mam odegrać w tym przedstawieniu zwanym życiem, kompletnie mi się nie podoba. Jednak na początku może się przedstawię. Publicznie jestem znanym, paryskim modelem Adrienem Agreste, synem także znanego projektanta Gabriela Agreste'a. Nikt zapewne nie podejrzewałby, iż ktoś taki jak ja, gdy jest schowany za maską zmienia się nie do poznania. Za namową ojca dorabiam potajemnie jako płatny morderca. Dokładnie. Za namową ojca. Jesteśmy bogatą rodziną, lecz on chce władzy, a mordując wydaje mu się, że nastraszy ludzi i ją zdobędzie. W sumie... Zbyt bardzo się nie myli. Ludzie się boją mnie. Słychać o mnie w telewizji, każdy z tego co wiem chodzi z gazem pieprzowym przy sobie, przez co na tę myśli śmiać mi się chce. Jakby choć trochę pomyśleli to by wiedzieli, że noszenie jego tak by mieć łatwy dostęp jest jednocześnie ułatwieniem dla mnie, gdyż w ten sposób w łatwy i cichy sposób mogę ukraść to paskudztwo. No nic. Ich błąd jest dla mnie dobry. Nigdy nie chciałem zabijać, ale ojciec... Nie mam innego wyboru, inaczej on by... Może o tym później. Naprawdę trudno jest o tym pisać nawet w pamiętniku. W dodatku... Pewnie gdyby Nino się dowiedział, że piszę pamiętnik to by mnie wyśmiał i powiedział, że to dla dziewczyn. Możliwe, że ma rację, jednak każdy czasem potrzebuje się wygadać, ale żeby nikt się nie dowiedział co. Nagle ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju.
-Proszę...- powiedziałem leżąc na łóżku. Nie chciało mi się wstawać, więc jedynie spojrzałem w stronę drzwi w których ukazała się postać. Była nią dziewczyna o długich do łopatek, blond włosach i zielonych niczym jadeit oczach, które okazywały nic innego jak smutek. Jej usta niegdyś niemalże nigdy się nie zamykały i wciąż uśmiechały, teraz były wykrzywione w sztucznym uśmiechu. Miała na sobie szarą czarną bluzkę na krótki rękaw, przez co ukazywała długi, wijący się dookoła jej prawej ręki szary ogon, którego końcówka była na jej dłoni. Do tego na sobie miała fioletową spódniczkę i czarne baleriny.
- Zlecenie, kuzynku.- powiedziała niby radośnie, lecz widziałem, że ma tego serdecznie dość. O co chodziło dokładniej? Powiem Ci później pamiętniku, bo to naprawdę niezbyt przyjemna sprawa... Rzuciła we mnie jakąś kartką i wyszła. Niechętnie złapałem ją i spojrzałem na zlecenie. A jego treść była następująca:
"Nie mam zamiaru się rozpisywać, więc krótko i zwięźle. Twoją ofiarą będzie pewna dziewczyna, wbrew pozorom jest to niebezpieczna osoba, więc radzę jej nie lekceważyć. Nazywa się Mai Musicrose i codziennie o 18:46 pojawia się w parku. Nikogo praktycznie wtedy nie ma, więc jest to moim zdaniem idealna okazja. Zapłata do uzgodnienia, ale wstępnie proponuję 2500€"
Dosyć spora stawka jak na zwykle zabójstwo, jednak. No cóż... Praca to praca. Innego wyjścia nie mam. Wstałem ociężale z łóżka i zacząłem się zbierać do wyjścia, gdyż właśnie była godzina 18:40, a zanim dotrę na miejsce będzie 18:43. Szybko schowałem do kieszeni odpowiednie rzeczy i wyszedłem z domu. Sztylet, który z dziwnych powodów stał się dla mnie ważny, a to z jednego powodu. Historia jego powstania jest inna niż wszystkie. Mianowicie posiada on srebrną rączkę z ametystami, a to ze względu na to kto go zamówił. Powiada się, iż był to sam Szatan, wiem banalnie brzmi jednak... Jest w nim coś co potwierdza te plotki, tylko co to jest? Nikt nie wie. Jednak nie trafił do prawowitego właściciela, gdyż dzień po wykuciu po prostu zniknął. Szatan wrócił po odbiór swojego zamówienia, a gdy nie dostał go wściekłość jego doprowadziła do pożaru i twórca został spalony w jego własnej kuźni. Straż pożarna przez tydzień próbowała ugasić ogień, lecz ten wciąż się palił. Jednak nie rozprzestrzeniał się ani nie malał. Po prostu się palił. Gdy w końcu przestał się palić nic nie zostało po kuźni. Dopiero po latach został odnaleziony sztylet, który został wykuty dla Szatana. Wszyscy się go bali i obawiali, że jeśli zaczną zabijać tym sztyletem to przyzwą jego właściciela, więc był oddawany z rąk do rąk, aż w końcu trafił w ręce mojego ojca, który oddał go mi.
Dopiero teraz spostrzegłem, że zbliżam się do celu, więc kliknąłem ukryty guzik na moim pierścieniu, a po chwili byłem już nie do poznania. Miałem na oczach oraz nosie czarną maskę, na głowie jakby kocie uszy i czarny strój zakrywający praktycznie całe moje ciało, włącznie z palcami. Wszedłem do parku i tak jak pisało w zleceniu była tam jakaś dziewczyna. Posiadała ona długie, sięgające jej nawet poniżej pasa, fioletowe włosy. Ubrana była w czerwoną na krótki rękaw bluzkę i czarną spódniczkę, a do tego długie, czarne kozaki. Stała do mnie tyłem n więc nie widziałem jej oczu, jednak jak dla mnie to była idealna okazja do ataku. Cicho i zwinna podszedłem do niej od tyłu i wbiłem jej sztylet w plecy aż po rękojeść. Doznałem szoku z dwóch powodów.
Pierwszy- nie leciała krew.
Drugi - Ona najzwyczajniej w świecie odwróciła się do mnie i ukazała swoje CZERWONE oczy. Uśmiechnęła się szyderczo.
- To chyba moja własność.- powiedziała wyciągając sobie z pleców sztylet. Nie mogłem się kompletnie ruszyć. Wmurowało mnie. Nie rozumiałem co się właśnie dzieje. Za to ona wyciągnęła z nie wiadomo skąd butelkę z czerwoną cieczą. Odkręciła korek i zaczęła wylewać ciecz dookoła mnie. Chciałem się ruszyć, ale coś jakby mnie trzymało w miejscu. Chciałem krzyczeć, lecz jakbym stracił głos. Nagle poczułem jak rozcina mi dłoń i w momencie gdy spadła na ziemię kropla mojej krwi wszystko... Zniknęło. Widziałem tylko ciemność. Nic więcej...
Nagle poczułem jak ktoś mną potrząsa.
- ŻOŁNIERZU! Koniec leniuchowania! Czas wstawać!- krzyczał ktoś jednocześnie mną potrząsając. Otworzyłem niechętnie oczy i zobaczyłem jak nade mną stoi czarnowłosy chłopak i błękitnych oczach. Był ubrany w mundur, a na obu barkach widać było flagę Polski. Nic nie rozumiałem. Nie wiedziałem teraz gdzie jestem. Kim jest ten człowiek i czemu mnie budzi. Najwidoczniej chłopak stracił cierpliwość i najzwyczajniej w świecie wywalił mnie z łóżka.- 100 POMPEK NA ROZBUDZENIE!-
Niczego nie rozumiałem, ale wiedziałem jedno: Jemu najwidoczniej muszę być posłuszny, więc niechętnie bo niechętnie zacząłem robić pompki, które wbrew pozorom nie szły jakoś mega źle, lecz po ostatniej ręce mi odpadały.
- NA ZBIÓRKĘ MARSZ!- rozkazał błękitnooki, a ja posłusznie wyszedłem z pokoju i poszedłem gdzie mnie nogi poniosły, a później się okazało, że dobrze trafiłem. Ustawiłem się w szeregu innych żołnierzy i czekałem na kolejne rozkazy. Dopiero w tym momencie zauważyłem, iż spałem w mundurze.
- Jako, że Chorąży Agreste się spóźnił wszyscy macie przebiec 10 kółek wokół bazy! BACZNOŚĆ!- rozkazał ten sam chłopak co wcześniej, a wszyscy się wyprostowali.- BIEGIEM, MA~- nie dokończył gdyż w tym momencie na horyzoncie pojawiła się ta sama dziewczyna co prawdopodobnie mnie ty sprowadziła. Szybko się czarnowłosy wyprostował i patrzał jakby w górę, a na jego twarzy widać było strach. Gdy bliżej podeszła można było zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Nie był szyderczy tak jak wcześniej, lecz radosny.- Marszałek* Musicrose...-
- Nie bądź taki poważny Castiel... Daj im spokój. Przecież dopiero co wczoraj wrócili z patrolu.- powiedziała fioletowowłosa, której oczy teraz były koloru ametystu. Chłopak rozluźnił się.
- Wiesz, że nie lubię, gdy się do mnie mówi po pełnym imieniu, krasnalu.- powiedział spokojnie i już z pewnym siebie uśmiechem.
- A ty wiesz, że nie lubię gdy mnie tak nazywasz.- odbiła piłeczkę Mai.
Okej. Teraz już nic kompletnie nie rozumiałem. Co tu się dzieje do cholery?
- Nie wiedziałem, Szatanie.-
- Tsaaa... Dobra. Przygotuj ich, bo za godzinę idziemy.- zakomenderowała wciąż z uśmiechem.
- Gdzie?-
- Przyjeżdża jakiś generał afganistański. Mamy pilnować, by nic mu się nie stało.-powiedziała i poszła. Chwilę czarnowłosy patrzał za nią z małym uśmiechem, a następnie znowu przybrał surową minę i spojrzał na nas.
- BACZNOŚĆ! MARSZAŁEK* MUSICROSE DAROWAŁ* WAM ŻYCIE I ROZKAZAŁ* PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO WYMARSZU! MOŻECIE SIĘ ROZEJŚĆ I PRZYGOTOWAĆ!- rozkazał Cas, a wszyscy poszli do swoich pokoi. Ja także. Już czułem, że ten wymarsz się źle skończy. Miałem cholernie złe przeczucia. Zacząłem się przygotowywać. Wziąłem szybko mały prysznic, ubrałem z powrotem mundur, poza górą i umyłem zęby.  Położyłem się jeszcze na chwilę i zacząłem rozmyślać nad tym co się dzieje. Miałem zabić Mai Musicrose, ale ta jakimś cudem to przeżyła i wysłała mnie prawdopodobnie do innego świata. W tym świecie byłem żołnierzem i miałem zaraz iść pilnować by jakiemuś generałowi nic się nie stało...
Nic kompletnie nie rozumiałem, jednak wiedziałem jedno. Coś się stanie na tym wymarszu. Czułem to. Bałem się tego. Tak cholernie się bałem co tam się stanie...


                               *********


Nagle usłyszałem jakiś głos:
- W DWUSZEREGU NA PLACU ZA DWIE MINUTY!- rozkazał zapewne Cas. Chcąc nie chcąc wstałem z łóżka, założyłem górę od mundury i szybko pobiegłem na plac, a następnie ustawiłem się wśród reszty. Już po chwili pojawił się czarnowłosy.
- BACZNOŚĆ! KOLEJNO!- rozkazał, a wszyscy już wiedzieli co robić i unieśli głowę do góry.- ODLICZ!- dokończył i wszyscy prócz prawo skrzydłowych obrócili głowy w prawo.
- RAZ!-Powiedział pierwszy i tak jak na spocznij przytupnął, a następnie obrócił głowę w lewo.
- DWA!- Przytup i tak samo jak wcześniejszy obrócił głowę w lewo.
- TRZY!-
- CZTERY!-
- PIĘĆ-
- SZEŚĆ!-
- SIEDEM!-
- NIEPEŁNE!-przy każdym odliczaniu był ten sam schemat. Tylko ostatni patrzył przed siebie. Gdy dowodzący nami Cas usłyszał ostatni głos wkurzył się. Powinno nas być dziewiętnaście, a jest osiemnaście. Kogoś brakuje. Wtedy przybył spóźniony brunet. Szatyn spojrzał na niego.
- WINDDARF! PADNIJ!- chłopak słysząc rozkaz szybko padł na ziemię.- 120 POMPEK!- wykonał bez marudzenia rozkaz. Gdyby marudził pogorszył by tylko swoją sytuację. Po wykonaniu kary błękitnooki odezwał się.- Wstąp.- powiedział już nie krzycząc jakby zmęczony tym wszystkim. Brunet z ulgą dołączył do dwuszeregu. Chwilę później przyszła poważna Musicrose. Cas odrazu zrozumiał co robić. Wyprostował się szybko i czekał. Dziewczyna powoli do niego podeszła i gdy była przed nim wyfronotwała.
- Raport, Nightsky.- powiedziała spokojnie Mai.
- Generał brygady Castiel Nightsky melduje grupę specjalną gotową do akcji. Stan 20. Obecnych 20.-
- Dziękuję. Daj spocznij.-
Czarnowłosy spojrzał na nas.
- SPOCZNIJ!- rozkazał, a po placu rozległ się równy przytup 19 osób. Fioletowowłosa się uśmiechnęła.
- Popełniłeś jeden błąd, Cas.- stwierdziła dziewczyna.
- Co? Nie prawda!- zaprzeczył Cas.
- Yep. Może i stali na baczność, ale mimo wszystko nie rozkazałeś im tego.-
- Kurwa.-
Zaśmiała się.
- No cóż każdemu się może zdążyć.- uśmiechnęła się.- Chodźmy. Mamy tam być za półgodziny.-
- Ayay kapitanie.- zaśmiał się czarnowłosy. Wszyscy nagle się rozluźnili, gdyż zrozumieli, że teraz przy marszałku można się uspokoić. Zaczęli rozmawiać, a ja wtedy zrozumiałem, że nikogo nie znam. Wszyscy szli w rozsypce, a przewodzili nam oczywiście Mai i Cas. Byli dziwni. Niby podchodzili do tego poważnie, a jednak... Tak na luzie. Nie rozumiałem tego. Jak wszystkiego. W pewnym momencie podeszła do mnie fioletowo oka.
- Co jest Adrien? Zawsze taki chętny do rozmów, a teraz nic.- zagadnęła.
- Ty bardzo dobrze wiesz co. W przeciwieństwie do mnie.- odpowiedziałem ponuro.
Zaśmiała się.
- Spokojnie. Jeszcze się zaaklimatyzujesz. Jeśli nie to wrócisz do siebie.-
- Czemu mnie tu przeniosłaś?-
- Chcę tylko pokazać Ci życie, a jednocześnie ukarać twojego ojca.-
- Czyli jednak dobrze myślałem! Czuć od niego aurę zabójcy.- nagle do nas podszedł czarnowłosy.
- Wow. W końcu się nauczyłeś wyczuwać aury!- powiedziała Mai.
- Ha. Ha. Ha. Już od dawna umiem, Szatanie.- odpowiedział Cas na zaczepkę.
- Nie musisz tak oficjalnie się do mnie odzywać. Wystarczy Mai.-
- Wolę nazywać wszystko po imieniu.-
- Dobra... Koniec.- powiedziała nagle poważna Mai.- Zbliżamy się.-
Nie wiem po czym to ona wywnioskowała, bo dookoła był tylko piasek. Dopiero teraz zauważyłem, że na horyzoncie powoli się ujawniał las. Weszliśmy do niego, a następnie Mai i Cas nas ustawili po obu stronach drogi. Czekaliśmy. Wtedy wszyscy zauważyli, że coś nie tak. Nie było ani jednego dziecka, a to oznaczało tylko jedno... W tym momencie rozległy się pierwsze strzały...


                               *********


Witaj pamiętniku Adriena. Ostatni wpis został urwany w dość ciekawym momencie, lecz nei mam zamiaru uświadamiać Cię co się tam dokładniej stało, gdyż... Nie mam ochoty. Chcę Cię tylko powiadomić, iż to był jego ostatni wpis. Zapomniał o Tobie. Ah. Przepraszam. Nie przedstawiłam się. Nazywam się Mai Musicrose, lecz bardziej jestem kojarzona z moim pseudonimem- Szatan. Dobra. Wiesz kim jestem, więc teraz pozostaje tylko do zrobienia dwie rzeczy. Wyjaśnić po co Adrien został zabrany do tamtego świata. Mianowicie powód jest prosty. Nienawidzę jego ojca. Doprowadził do upadku wielu moich sojuszników. Każdy jego czyn jest jednym wielkim błędem. On powinien nie żyć. On powinien nie istnieć. Jednak wtedy twój właściciel by nie żył, a ja nie mogłabym go wykorzystać. Tak. Wykorzystałam go do swoich celów, jednak ten na tym skorzystał. Nauczył się żyć. Zrozumiał na czym to polega. Czy żyje? Nie powiem. To będzie moja słodka tajemnica.
Nie ciekawi Cię skąd wiedziałam, że Adrien będzie chciał mnie zabić? Albo czemu przeżyłam? Odpowiedź na pierwsze pytanie jest prosta. To ja zleciłam zabójstwo. Od początku planowałam to wszystko. Odpowiedź na drugie nie brzmi, że jestem Szatanem i nie można mnie zabić. Nie. Chodzi o sztylet. Został stworzony DLA MNIE, więc nie może zabić swojego właściciela. Proste.
Teraz pozostaje tylko jedna rzecz do zrobienia. Czas. Cię. Spalić.
Witam w piekielnych ogniach...
Autor : Neko Echia 

sobota, 7 maja 2016

WYNIKI !!! ^-^

Hej ! Składam króciuteńkie wyjaśnionka ! ^-^ NIE ZAPOMNIAŁAM O BLOGU !!! Posty pisze codziennie, ale ich nie publikuje, ukażą się spokojnie ^^ Po prostu mamy maj, a ja codziennie mam jakieś projekty czy sprawdziany, no sami rozumiecie ! U Mari wszystko w porządku, żyje ;) Co do konkursu.... bezapelacyjnie po raz już drugi wygrywa NEKO ECHIA ^-^ Nie... nie dlatego, że ją jakoś faworyzuje . Kobieta zaskoczyła mnie kompletną odmiennością w tym co napisała *.* Ale nie przysłała rysunku.... więc razem z nią na pierwszym miejscu ponownie jest Mari Agreste ! ^-^ Cudowne, inspirujące opowiadanie i jeszcze ładniejsza praca ^-^ Gratuluję i czekajcie na nagrody !
                                                                              ~ Agathe