Bonjour !
Witaj pamiętniczku. Dzisiaj nastał ten moment, w którym chwilowo wróciła stara Marinette i zaczyna histeryzować, gdyż jej życie zaczyna przypominać bardzo, bardzo kiepski żart. No, ale cóż... . Zacznijmy może od samego początku, bo nie chcę Ci tu wprowadzać zamętu pośród mojego tysiąca słów . Wstałam sobie całkiem spokojna około 10.30. Przeciągnęłam się kilka razy i złapałam się za brzuch. Bolał mnie co najmniej tak, jak przy akcji z piorunem. Co widzą normalni ludzie słysząc brzuch? Brzuch. Co widzi Marinette? Ciąża. To tylko dwa nic nie znaczące dni... tylko , że jak na moje szczęście dokładnie 28 marca powinnam już mieć okres. Rano oczywiście średnio mnie zmartwił fakt, że nie go nie mam, bo przecież pewnie niedługo dostanę. Tak, więc wzięłam tabletkę, która chyba była Ibubromem i wzięłam chłodny prysznic. Nie miałam najmniejszej ochoty na śniadanie, więc nawet po nie nie zeszłam. Od razu ubrałam się w moją ukochaną, szarą marynarkę, biały T-shirt i różowe legginsy . Nie zapomniałam też o ogarnięciu swojej burzy włosów. Moją mamę zmartwił fakt, że nie wyszłam z pokoju od samego rana, więc koło 12.00 wpadła mnie odwiedzić. Powiedziałam jej, że okropnie boli mnie brzuch i nie mam ochoty na nic do jedzenia. Mama od razu zrozumiała o co chodzi i przyniosła mi ciepłej herbaty. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i chwyciłam w dłoń swój telefon. Przejrzałam szybko facebook'a i postanowiłam napisać do Adriena. Z dużym wstydem, ale napisałam mu , że chyba okres mi się zbliża, ale nie jestem pewna i ma przybiec. Kot jak kot był u mnie w pięć minut. Z czekoladą ... z pięcioma tabliczkami o różnych smakach. Przywitał się ze mną buziakiem i usiadł obok mnie pod kocem. Włączyliśmy sobie na laptopie film. Nawet nie pamiętam co to było. Skleroza mnie dopada z tego wszystkiego. My jak to my zasnęliśmy przy tym filmie, więc nagle ni stąd ni zowąd zrobiła się godzina 14.00 na zegarku, który dzielnie tykał na moim stoliku nocnym. Okresu jak nie było tak.. nie ma... . Stwierdziłam, że bez sensu tak siedzieć. Adrien chyba widział, że się bardzo nudzę i męczę, bo lekko pociągnął moje wargi.
- Czekaj chwilkę . - powiedziałam i sturlałam się z łóżka. Przekluczyłam drzwi. Na wszelki wypadek, bo moja mama lubiła niezapowiedzianie wchodzić, a ja średnio lubiłam jak rodzice widzą nasze pocałunki. Nie wiem czemu, ale okropnie mnie to krępowało. Wdrapałam się z powrotem na łóżko i usiadłam Adrienowi na kolanach. Jakaś wyjątkowo odważna byłam dzisiaj. Adrien uśmiechnął się tym swoimi śnieżnobiałymi ząbkami niczym Czarny Kot, kiedy spadał na mnie przy każdej możliwej akcji. Po chwili te śnieżnobiałe ząbki zniknęły, a ja poczułam na ustach jego wargi. Po prostu się całowaliśmy i średnio chciałam przestawać, bo mimo wszystko było to wyjątkowo przyjemne zajęcie, które pozwalało mi zapomnieć o tym, że mój okres zaginął w akcji, a mój brzuch odwalał coś w stylu III wojny światowej. Z tej racji siedzieliśmy i się całowaliśmy nie licząc czasu.Adrien delikatnie mnie położył i skończył nade mną. Tak, teraz faktycznie dostrzegłam podobieństwo między nim , a Czarnym Kotem. Szkoda, że tak spostrzegawcza nie byłam od samego początku. Pojedyncze pocałunki coraz bardziej się pogłębiały i były coraz bardziej namiętne. Adrien w końcu włożył mi ręce po koszulkę, a ja się przestraszyłam. Spojrzałam mu w oczy i jego wzrok od razu mnie uspokoił. W zasadzie? Czego ja się bałam...? To był Adrien...a jakiś obcy koleś i tak...... już.... ehh.... . Mój chłopak przypadkiem przejechał mi dłonią po brzuchu, a ja syknęłam z bólu.
- Przepraszam, my lady . - szepnął mi do ucha.
-Nic się nie stało kiciusiu.- odparłam z uśmiechem i Adrien zaczął całować mnie po szyi. Przeszedł mnie dreszcz, aż tak blisko z nim nie byłam nigdy.Potem wróciliśmy do tradycyjnych pocałunków.W pewnym momencie ręce mojego chłopaka zaczęły wędrować wyżej i podsuwać moją koszulkę wyżej.
-Oj, ty kocie jeden.- powiedziałam karcąco.
-No co Biedronsiu?
- Gdzie te łapy? - zapytałam z uśmiechem,chciałam wiedzieć co odpowie.
-Tam gdzie Biedronsia zabrania... - odpowiedział z tą swoją uroczą, smutną, kocią minką.
-No już dobrze koteczku, pani wyjątkowo pozwoli, ale nic więcej, jasne?
- Pewnie, przecież nie wiemy czy w brzuszku Biedronsi, nie ma Biedroneczki albo Kiciusia.
- JESZCZE SŁOWO , A ZGINIESZ MARNIE. - powiedziałam stanowczym głosem, nie wiedząc , że tak potrafię. Adrien jednak nauczył mnie pewności siebie.
- Już nic nie mówię... - tu chciałam odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, bo Kotek już mnie całował. Łapki mu szły co raz wyżej, ale mu pozwoliłam. Jakieś 10 minut zajęło mu zdjęcie ze mnie koszulki i możliwość lampienia się na mój dekolt, po którym też mnie całować. Nie spodziewałabym się , że za równo jak i ja , jak i on w ogóle umiemy takimi...czułościami do siebie wyjeżdżać, skoro niecały tydzień temu jąkałam się przy nim jak głupia.Stanika nie dałam mu zdjąć , ale za to mocno się do niego przytuliłam.
-Jesteś przepiękna, księżniczko. - Adrien szepnął mi do ucha, a ja znowu byłam jak najdojrzalszy pomidor na farmie umieszczonej w Teksasie. Chyba przestaje się uważać, za dziewczynkę.
- Dziękuję. Adrien?
- Tak?
-Jak mówiłeś o tej Biedroneczce i Kiciusiu.... to ja nadal nie mam tego ...
-Okresu? Nie bój się mi mówić o takich sprawach, od ponad 4 lat mamy WDŻ łączony. - powiedział śmiejąc się, a zarazem troszkę mnie ośmielając.
- No właśnie.... i się boję, bo od wczoraj powinnam mieć.....
-Nie denerwuj się myszko... nie powinnaś. Poczekamy kilka dni i najwyżej podejdę do apteki po test. Nie ma problemu.
-No właśnie jest... bo jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież... przytyję... nie będę walczyć... a co z kasą?
-Uspokój się Biedronsiu, dla mnie nawet w ciąży byłabyś przepiękna, będziesz walczyć do 5 miesiąca, a potem się zobaczy, może już nie będzie potrzeby walki? O pieniądze i mieszkanie się nie martw, co ty nie widziałaś mojego domu? -zapytał ponownie się śmiejąc.
-Racja... boże jaki ty jesteś niesamowicie kochany. Jeśli jestem w ciąży...
- To kocham Cię tak samo, urodzisz, zajmę się tym maluchem jak swoim, zamieszkamy u mnie, ja pójdę na studia, ty będziesz się zajmowała modą w firmie ojca,a potem już mojej, a od razu jak skończymy osiemnastkę to wyprawimy sobie ślub.
- To brzmi tak pięknie.... a co z gimnazjum?
-Niech ktoś spróbuje coś Ci powiedzieć, a Czarny Kot osobiście pozbawi tego kogoś życia.
-No już spokojnie...dziękuję... - ponownie wtuliłam się w Adriena, a on głaskał mnie po głowie.Mniej więcej po 18.00 zerwaliśmy się na równe nogi. Ja od razu przemieniłam się w Biedronkę i czekałam za swoim chłopakiem, który siłą wyciągał swoje Kwamii z pudełka sera. Po jakiś 10 minutach mu się to udało i poszliśmy na patrol.Chodziliśmy jak zawsze po dachach.W pewnym momencie Czarny Kot coś zobaczył i stał jak idiota na środku dachu czyjegoś domu gapiąc się w przestrzeń.
-Co jest? - spytałam.
-Biedronsiu , czy tylko ja tam widzę WC ? - zapytał mnie Adrien, a ja parsknęłam śmiechem.
-Chcesz kuwetę czy jak?
-Ha, ha, ha , WC to Władca Ciem.
-Matko .... gdzie ?!
Adrien ustawił mi głowę w kierunku, w którym patrzył, a ja faktycznie dostrzegłam mroczną postać przechadzającą się ulicą i dopadło mnie fatum Marinette . Przesunęłam stopą w bok i spadła jedna z dachówek. Mam takie wyobrażenie, że tak będzie wyglądało przedstawienie mnie ojcu Adriena osobiście.
- Świat jest niebezpieczny. - ojciec Adriena.
ADI : Tato, to jest Marinette.
JA: Bonjour..... * willa w płomieniach *
Władca Ciem w mgnieniu oka nas dostrzegł i dość boleśnie ściągnął nas na ziemię swoją mocą. Stanęliśmy jednak przed nim całkowicie gotowi do walki. Pochodził wokół nas przez kilka dobrych minut, a my zastanawialiśmy się czy on nie stara się z nas zrobić skończonych idiotów.
-Czekałem na Was. - zaczął jakimś znajomym dla mnie tonem.
- Czego chcesz? - zapytałam.
-Porozmawiać... nie uważacie, że to rozsądne?
-Ponawiam pytanie Biedronki, czego chcesz ?! - tym razem odezwał się mój chłopak.
- Przejdźmy do rzeczy. Nie będziemy walczyć. Nie jesteście w stanie.
-Słucham? - spytałam nie dowierzając w jego słowa.
- Jeszcze pytasz ? Przecież spodziewasz się dziecka, jak możesz mnie pokonać?
-Skąd... wiesz..i.... to przecież jeszcze nie jest pewne !
- Zapewniam Cię, że spodziewasz się dziecka. Czasem wystarczy kilka kłamstw i jeden czar, żebyś miała dziecko.
- Co ty mówisz? - spytałam widząc narastającą w Adrienie złość.
- To ja Cię porwałem... w ludzkiej postaci oczywiście. Zdjąłem z Ciebie ubrania, ale.. no cóż.... nic nie zrobiłem. Wystarczył tylko czar. Otóż posiadłem Miraculum Pszczoły , a jak wiesz ... ma ono moc tworzenia nowego życia... i tak oto moja droga ... puff i jesteś mamą.
-Nie.... to nie możliwe..... - odsunęłam się kilka kroków w tył. - Czyli.... jednak będę mieć dziecko?
- Właściwie tak.... córeczkę konkretniej... ale.... nigdy jej nie poznasz.
-A to niby dlaczego? - zapytał czerwony pod maską Adrien, bo ja umiałam już tylko zapłakać.
- Jako dziecko... dwóch posiadaczy Miraculum, stworzone właśnie przez nie , dziewczynka ta będzie mogła zostać spadkobierczynią któregoś nich. A skoro na to nie pozwolę? To znaczy, że muszę ją zabić.Potrzebuje tej całej ciąży tylko do Twojego załamania psychicznego Biedronko, potem mogę zamienić Cię przy pomocy mojej Akumy i oddasz mi Miraculum, a potem stanę się niezwyciężony !
W moją stronę poleciała stróżka różowego prądu wypuszczona z dłoni Władcy Ciem, ale Adrien zdążył ochronić mnie swoim kijem. Mimo tego wszystkiego starałam się mu bardzo pomóc, aż w końcu Władca Ciem jak gdyby nigdy nic się rozpłynął. To była tylko iluzja. Tak też myślałam, Władca w życiu nie przyszedł by na spotkanie osobiście. Skoro to iluzja..... to Volpina przeszła na złą stronę mocy i zostaliśmy we dwoje... chociaż może... da się odszukać posiadaczy innych Miraculów. Wróciliśmy do mojego pokoju całkowicie wykończeni. Staliśmy na środku pokoju. Ja płakałam, a Adrien usilnie starł się mnie uspokoić. W końcu się mu udało i dosłownie włożył mnie do łóżka i przykrył kocykiem. Dał mi buziaka w czółko i kucnął obok mnie chwytając mnie za dłoń.
-Mari... nie płacz proszę. Obiecuję, że ze wszystkim damy radę. Razem nam się uda.
- W trójkę ?
-W trójkę. Ja , ty i nasz mały aniołek.
-No... dobrze.- powiedziałam podciągając nosem, a Adrien położył dłoń na moim brzuchu.
- A ty maluchu siedź tam i nie rób mamie problemu przez najbliższe 8 miesięcy. - potem mój chłopak odwrócił twarz do mnie i delikatnie musnął moje wargi. - Obiecuję, że wszystko będzie dobrze, niezależnie od wszystkiego. Kocham Cię Biedronsiu.
- Ja Ciebie też... zostaniesz ze mną ? - spytałam nieśmiało.
- W zasadzie... dlaczego nie. Adrien wyciągnął sobie z mojej szafy śpiwór i poduszkę. Zasnął trzymając mnie za dłoń jakieś 45 minut temu, a ja piszę do Ciebie, bo ciężko mi z tymi wszystkimi faktami. Na początku jak to pisałam to byłam strasznie zła, a teraz jestem dziwnie spokojna i jak głupia trzymam jedną rękę na brzuchu. Może to nie potoczy się aż tak źle? Puki co mamy masy nowych wyzwań. Rozmowa z rodzicami...., walka z Władcą Ciem, ochrona mojego życia 24 h na dobę, pokonanie Volpiny...., ale ja wierzę w słowa Adriena, mam nadzieję , że i z późniejszymi etapami damy radę, a jego zainteresowanie nie skończy na samym początku ciąży. No,nic muszę w końcu iść spać.... teraz wręcz muszę spać. Bonne niut mon journal!
~ Marinette
Witaj pamiętniczku. Dzisiaj nastał ten moment, w którym chwilowo wróciła stara Marinette i zaczyna histeryzować, gdyż jej życie zaczyna przypominać bardzo, bardzo kiepski żart. No, ale cóż... . Zacznijmy może od samego początku, bo nie chcę Ci tu wprowadzać zamętu pośród mojego tysiąca słów . Wstałam sobie całkiem spokojna około 10.30. Przeciągnęłam się kilka razy i złapałam się za brzuch. Bolał mnie co najmniej tak, jak przy akcji z piorunem. Co widzą normalni ludzie słysząc brzuch? Brzuch. Co widzi Marinette? Ciąża. To tylko dwa nic nie znaczące dni... tylko , że jak na moje szczęście dokładnie 28 marca powinnam już mieć okres. Rano oczywiście średnio mnie zmartwił fakt, że nie go nie mam, bo przecież pewnie niedługo dostanę. Tak, więc wzięłam tabletkę, która chyba była Ibubromem i wzięłam chłodny prysznic. Nie miałam najmniejszej ochoty na śniadanie, więc nawet po nie nie zeszłam. Od razu ubrałam się w moją ukochaną, szarą marynarkę, biały T-shirt i różowe legginsy . Nie zapomniałam też o ogarnięciu swojej burzy włosów. Moją mamę zmartwił fakt, że nie wyszłam z pokoju od samego rana, więc koło 12.00 wpadła mnie odwiedzić. Powiedziałam jej, że okropnie boli mnie brzuch i nie mam ochoty na nic do jedzenia. Mama od razu zrozumiała o co chodzi i przyniosła mi ciepłej herbaty. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i chwyciłam w dłoń swój telefon. Przejrzałam szybko facebook'a i postanowiłam napisać do Adriena. Z dużym wstydem, ale napisałam mu , że chyba okres mi się zbliża, ale nie jestem pewna i ma przybiec. Kot jak kot był u mnie w pięć minut. Z czekoladą ... z pięcioma tabliczkami o różnych smakach. Przywitał się ze mną buziakiem i usiadł obok mnie pod kocem. Włączyliśmy sobie na laptopie film. Nawet nie pamiętam co to było. Skleroza mnie dopada z tego wszystkiego. My jak to my zasnęliśmy przy tym filmie, więc nagle ni stąd ni zowąd zrobiła się godzina 14.00 na zegarku, który dzielnie tykał na moim stoliku nocnym. Okresu jak nie było tak.. nie ma... . Stwierdziłam, że bez sensu tak siedzieć. Adrien chyba widział, że się bardzo nudzę i męczę, bo lekko pociągnął moje wargi.
- Czekaj chwilkę . - powiedziałam i sturlałam się z łóżka. Przekluczyłam drzwi. Na wszelki wypadek, bo moja mama lubiła niezapowiedzianie wchodzić, a ja średnio lubiłam jak rodzice widzą nasze pocałunki. Nie wiem czemu, ale okropnie mnie to krępowało. Wdrapałam się z powrotem na łóżko i usiadłam Adrienowi na kolanach. Jakaś wyjątkowo odważna byłam dzisiaj. Adrien uśmiechnął się tym swoimi śnieżnobiałymi ząbkami niczym Czarny Kot, kiedy spadał na mnie przy każdej możliwej akcji. Po chwili te śnieżnobiałe ząbki zniknęły, a ja poczułam na ustach jego wargi. Po prostu się całowaliśmy i średnio chciałam przestawać, bo mimo wszystko było to wyjątkowo przyjemne zajęcie, które pozwalało mi zapomnieć o tym, że mój okres zaginął w akcji, a mój brzuch odwalał coś w stylu III wojny światowej. Z tej racji siedzieliśmy i się całowaliśmy nie licząc czasu.Adrien delikatnie mnie położył i skończył nade mną. Tak, teraz faktycznie dostrzegłam podobieństwo między nim , a Czarnym Kotem. Szkoda, że tak spostrzegawcza nie byłam od samego początku. Pojedyncze pocałunki coraz bardziej się pogłębiały i były coraz bardziej namiętne. Adrien w końcu włożył mi ręce po koszulkę, a ja się przestraszyłam. Spojrzałam mu w oczy i jego wzrok od razu mnie uspokoił. W zasadzie? Czego ja się bałam...? To był Adrien...a jakiś obcy koleś i tak...... już.... ehh.... . Mój chłopak przypadkiem przejechał mi dłonią po brzuchu, a ja syknęłam z bólu.
- Przepraszam, my lady . - szepnął mi do ucha.
-Nic się nie stało kiciusiu.- odparłam z uśmiechem i Adrien zaczął całować mnie po szyi. Przeszedł mnie dreszcz, aż tak blisko z nim nie byłam nigdy.Potem wróciliśmy do tradycyjnych pocałunków.W pewnym momencie ręce mojego chłopaka zaczęły wędrować wyżej i podsuwać moją koszulkę wyżej.
-Oj, ty kocie jeden.- powiedziałam karcąco.
-No co Biedronsiu?
- Gdzie te łapy? - zapytałam z uśmiechem,chciałam wiedzieć co odpowie.
-Tam gdzie Biedronsia zabrania... - odpowiedział z tą swoją uroczą, smutną, kocią minką.
-No już dobrze koteczku, pani wyjątkowo pozwoli, ale nic więcej, jasne?
- Pewnie, przecież nie wiemy czy w brzuszku Biedronsi, nie ma Biedroneczki albo Kiciusia.
- JESZCZE SŁOWO , A ZGINIESZ MARNIE. - powiedziałam stanowczym głosem, nie wiedząc , że tak potrafię. Adrien jednak nauczył mnie pewności siebie.
- Już nic nie mówię... - tu chciałam odpowiedzieć, ale nie zdążyłam, bo Kotek już mnie całował. Łapki mu szły co raz wyżej, ale mu pozwoliłam. Jakieś 10 minut zajęło mu zdjęcie ze mnie koszulki i możliwość lampienia się na mój dekolt, po którym też mnie całować. Nie spodziewałabym się , że za równo jak i ja , jak i on w ogóle umiemy takimi...czułościami do siebie wyjeżdżać, skoro niecały tydzień temu jąkałam się przy nim jak głupia.Stanika nie dałam mu zdjąć , ale za to mocno się do niego przytuliłam.
-Jesteś przepiękna, księżniczko. - Adrien szepnął mi do ucha, a ja znowu byłam jak najdojrzalszy pomidor na farmie umieszczonej w Teksasie. Chyba przestaje się uważać, za dziewczynkę.
- Dziękuję. Adrien?
- Tak?
-Jak mówiłeś o tej Biedroneczce i Kiciusiu.... to ja nadal nie mam tego ...
-Okresu? Nie bój się mi mówić o takich sprawach, od ponad 4 lat mamy WDŻ łączony. - powiedział śmiejąc się, a zarazem troszkę mnie ośmielając.
- No właśnie.... i się boję, bo od wczoraj powinnam mieć.....
-Nie denerwuj się myszko... nie powinnaś. Poczekamy kilka dni i najwyżej podejdę do apteki po test. Nie ma problemu.
-No właśnie jest... bo jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież... przytyję... nie będę walczyć... a co z kasą?
-Uspokój się Biedronsiu, dla mnie nawet w ciąży byłabyś przepiękna, będziesz walczyć do 5 miesiąca, a potem się zobaczy, może już nie będzie potrzeby walki? O pieniądze i mieszkanie się nie martw, co ty nie widziałaś mojego domu? -zapytał ponownie się śmiejąc.
-Racja... boże jaki ty jesteś niesamowicie kochany. Jeśli jestem w ciąży...
- To kocham Cię tak samo, urodzisz, zajmę się tym maluchem jak swoim, zamieszkamy u mnie, ja pójdę na studia, ty będziesz się zajmowała modą w firmie ojca,a potem już mojej, a od razu jak skończymy osiemnastkę to wyprawimy sobie ślub.
- To brzmi tak pięknie.... a co z gimnazjum?
-Niech ktoś spróbuje coś Ci powiedzieć, a Czarny Kot osobiście pozbawi tego kogoś życia.
-No już spokojnie...dziękuję... - ponownie wtuliłam się w Adriena, a on głaskał mnie po głowie.Mniej więcej po 18.00 zerwaliśmy się na równe nogi. Ja od razu przemieniłam się w Biedronkę i czekałam za swoim chłopakiem, który siłą wyciągał swoje Kwamii z pudełka sera. Po jakiś 10 minutach mu się to udało i poszliśmy na patrol.Chodziliśmy jak zawsze po dachach.W pewnym momencie Czarny Kot coś zobaczył i stał jak idiota na środku dachu czyjegoś domu gapiąc się w przestrzeń.
-Co jest? - spytałam.
-Biedronsiu , czy tylko ja tam widzę WC ? - zapytał mnie Adrien, a ja parsknęłam śmiechem.
-Chcesz kuwetę czy jak?
-Ha, ha, ha , WC to Władca Ciem.
-Matko .... gdzie ?!
Adrien ustawił mi głowę w kierunku, w którym patrzył, a ja faktycznie dostrzegłam mroczną postać przechadzającą się ulicą i dopadło mnie fatum Marinette . Przesunęłam stopą w bok i spadła jedna z dachówek. Mam takie wyobrażenie, że tak będzie wyglądało przedstawienie mnie ojcu Adriena osobiście.
- Świat jest niebezpieczny. - ojciec Adriena.
ADI : Tato, to jest Marinette.
JA: Bonjour..... * willa w płomieniach *
Władca Ciem w mgnieniu oka nas dostrzegł i dość boleśnie ściągnął nas na ziemię swoją mocą. Stanęliśmy jednak przed nim całkowicie gotowi do walki. Pochodził wokół nas przez kilka dobrych minut, a my zastanawialiśmy się czy on nie stara się z nas zrobić skończonych idiotów.
-Czekałem na Was. - zaczął jakimś znajomym dla mnie tonem.
- Czego chcesz? - zapytałam.
-Porozmawiać... nie uważacie, że to rozsądne?
-Ponawiam pytanie Biedronki, czego chcesz ?! - tym razem odezwał się mój chłopak.
- Przejdźmy do rzeczy. Nie będziemy walczyć. Nie jesteście w stanie.
-Słucham? - spytałam nie dowierzając w jego słowa.
- Jeszcze pytasz ? Przecież spodziewasz się dziecka, jak możesz mnie pokonać?
-Skąd... wiesz..i.... to przecież jeszcze nie jest pewne !
- Zapewniam Cię, że spodziewasz się dziecka. Czasem wystarczy kilka kłamstw i jeden czar, żebyś miała dziecko.
- Co ty mówisz? - spytałam widząc narastającą w Adrienie złość.
- To ja Cię porwałem... w ludzkiej postaci oczywiście. Zdjąłem z Ciebie ubrania, ale.. no cóż.... nic nie zrobiłem. Wystarczył tylko czar. Otóż posiadłem Miraculum Pszczoły , a jak wiesz ... ma ono moc tworzenia nowego życia... i tak oto moja droga ... puff i jesteś mamą.
-Nie.... to nie możliwe..... - odsunęłam się kilka kroków w tył. - Czyli.... jednak będę mieć dziecko?
- Właściwie tak.... córeczkę konkretniej... ale.... nigdy jej nie poznasz.
-A to niby dlaczego? - zapytał czerwony pod maską Adrien, bo ja umiałam już tylko zapłakać.
- Jako dziecko... dwóch posiadaczy Miraculum, stworzone właśnie przez nie , dziewczynka ta będzie mogła zostać spadkobierczynią któregoś nich. A skoro na to nie pozwolę? To znaczy, że muszę ją zabić.Potrzebuje tej całej ciąży tylko do Twojego załamania psychicznego Biedronko, potem mogę zamienić Cię przy pomocy mojej Akumy i oddasz mi Miraculum, a potem stanę się niezwyciężony !
W moją stronę poleciała stróżka różowego prądu wypuszczona z dłoni Władcy Ciem, ale Adrien zdążył ochronić mnie swoim kijem. Mimo tego wszystkiego starałam się mu bardzo pomóc, aż w końcu Władca Ciem jak gdyby nigdy nic się rozpłynął. To była tylko iluzja. Tak też myślałam, Władca w życiu nie przyszedł by na spotkanie osobiście. Skoro to iluzja..... to Volpina przeszła na złą stronę mocy i zostaliśmy we dwoje... chociaż może... da się odszukać posiadaczy innych Miraculów. Wróciliśmy do mojego pokoju całkowicie wykończeni. Staliśmy na środku pokoju. Ja płakałam, a Adrien usilnie starł się mnie uspokoić. W końcu się mu udało i dosłownie włożył mnie do łóżka i przykrył kocykiem. Dał mi buziaka w czółko i kucnął obok mnie chwytając mnie za dłoń.
-Mari... nie płacz proszę. Obiecuję, że ze wszystkim damy radę. Razem nam się uda.
- W trójkę ?
-W trójkę. Ja , ty i nasz mały aniołek.
-No... dobrze.- powiedziałam podciągając nosem, a Adrien położył dłoń na moim brzuchu.
- A ty maluchu siedź tam i nie rób mamie problemu przez najbliższe 8 miesięcy. - potem mój chłopak odwrócił twarz do mnie i delikatnie musnął moje wargi. - Obiecuję, że wszystko będzie dobrze, niezależnie od wszystkiego. Kocham Cię Biedronsiu.
- Ja Ciebie też... zostaniesz ze mną ? - spytałam nieśmiało.
- W zasadzie... dlaczego nie. Adrien wyciągnął sobie z mojej szafy śpiwór i poduszkę. Zasnął trzymając mnie za dłoń jakieś 45 minut temu, a ja piszę do Ciebie, bo ciężko mi z tymi wszystkimi faktami. Na początku jak to pisałam to byłam strasznie zła, a teraz jestem dziwnie spokojna i jak głupia trzymam jedną rękę na brzuchu. Może to nie potoczy się aż tak źle? Puki co mamy masy nowych wyzwań. Rozmowa z rodzicami...., walka z Władcą Ciem, ochrona mojego życia 24 h na dobę, pokonanie Volpiny...., ale ja wierzę w słowa Adriena, mam nadzieję , że i z późniejszymi etapami damy radę, a jego zainteresowanie nie skończy na samym początku ciąży. No,nic muszę w końcu iść spać.... teraz wręcz muszę spać. Bonne niut mon journal!
~ Marinette
***
Poszalałam dzisiaj o.O O matko o.O No nic, odpowiedziałam Wam na większość pytań i stale będę Was zaskakiwać :3 Jakieś pomysły ? To mówcie śmiało :3 Widzicie mówiłam, że na potwierdzenie nie trzeba długo czekać :3 Brawa dla zuej mnie xd <3 Dajcie znać jak się podobało i do następnego opowiadanka :3 <3
~ Agathe :3
Nie czuję się smutna ani zła. To dziwne XD. Szkoda mi tylko Mari. Ta cała sytuacja na pewno odbiła się na jej psyhice.
OdpowiedzUsuńJa jestem nieobliczalna ;/ Ale próba dla Adriena i jest i będzie :3 Oczywiście nie robimy teraz czegoś takiego, że świat się kręci wokół ciąży...oj nie xd Chciałaś to masz i mam nadzieję, że Ci się podobało :3 I do jurzejszego opowiadanka :3
UsuńMy chyba myślimy tak samo o.e
UsuńJuż nic nie mówię XD
Myślimy tak samo o.O xd To fakt o.O Mów mów xd
UsuńJa lubie biedronki a szczególnie Tw blog. Moja 3 letnia sis też lubi Biedry - łapie je na dworze przynosi je do domu i albo jej zdychają lub uciekają :c
OdpowiedzUsuńBiedne Biedronki :c Oby taki los nie spotkał też Mari xd
UsuńCzemu nie ma dzisiejszego wpisu???
OdpowiedzUsuńCiekawe jak ty byś się wyrobiła z pisaniem takich postów codziennie co Agathe
UsuńNie wiem w jakiej formie do mnie piszesz , to ma być najazd na mnie czy co ? Nie mam obowiązku pisania codziennie, mam też życie prywatne niestety co najmniej tak intensywne jak Marinette ;) Jednakże, jeśli byś była skłonna to właśnie dodałam dzisiejszy wpis i zapraszam do czytania ;) Już mówiłam - pamiętnik, to pamiętnik , wpis jeden na dzień ;)
Usuń